Home/science/Ojciec Adam Boniecki przedstawiciel Koscioa szlachetnego

science

Ojciec Adam Boniecki przedstawiciel Koscioa szlachetnego

Koscio w Polsce zbiera ciezkie baty. Rzecz jasna Koscio hierarchiczny. Ten ktory moca urzedu przewodzi nad Wisa stadu zagubionych jesli nie bezwolnych owieczek. To biskupi i ksieza wyposazeni sa w koscielnej instytucji we wadze ustawodawcza egzekutywna i sadownicza organicznie sprzezona z sakralna.

September 21, 2024 | science

Jedni i drudzy baty pod postacią publicznej krytyki zbierają zupełnie słuszne. Tylko w ostatnich tygodniach w Sosnowcu , Dąbrowie Górniczej i w do tej pory kompletnie nieznanym Drobinie doszło do kompromitujących wydarzeń. Uwikłani w nie duchowni okazali się katalizatorami śmierci dla odwiedzających ich eskortów (w Dąbrowie udało się go uratować). Na tle podwójnych standardów moralności, w myśl maksymy "każecie pić wodę, sami pijąc wino", blado wypada kasta rodzimych biskupów, w większości rodem ze złotego pokolenia Jana Pawła II. Lwia część tej kościelnej arystokracji – są oczywiście wyjątki – z założonymi na siebie ciężkimi fioletami, nie opuszcza podniesionego do góry palca moralności, pomstując to na aborcję, to na gender, to na wyrzucanie religii ze szkół, czy próby obcięcia przywilejów finansowych. Tymczasem tuzin z tych ekscelencji, kardynała nie wyłączywszy (Henryk Gulbinowicz) nadrzędna instancja watykańska ukarała za strukturalne tuszowanie pedofilii podwładnym ich duchownych. Wierchuszka polskiego Kościoła, wciśnięta w kleszcze podwójnych standardów moralnych, najbardziej uosabia utratę autorytetu całej instytucji. Tegoż papierkiem lakmusowym jest wyjątkowa posucha powołań kapłańskich , ucieczka uczniów z lekcji religii , spadek liczby osób uczestniczących w niedzielnych mszach. Zjawisko utraty prestiżu i wiarygodności przez Kościół nie jest bynajmniej nadzwyczajne w historii. Przywoływany dyżurnie jako przykład nad przykłady pontyfikat Aleksandra VI z rodu hiszpańskich Borgiów , w naszych czasach filmowo i medialnie nawet podkoloryzowany, rzeczywiście wypełniały nie nabożne modły, a przebiegłe knowania. Sztylet krwawił często, a podawane na tacach u ojca św. daktyle faszerowano trucizną. "Jesteśmy w paszczy wilka", wykrzyknęli kardynałowie, kiedy zorientowali się, kogo wybrali. Zresztą cały korowód papieży renesansu od Sykstusa IV do Pawła III poraża feudalnym karnawałem. A cóż powiedzieć o papieżu Grzegorzu XVI, który kazał powstańcom listopadowym cicho siedzieć pod miotłą , w największym posłuchu dla boskiej władzy rosyjskiego cara... Jeszcze większy upadek autorytetu Kościół hierarchiczny zanotował podczas pandemii czarnej śmierci w XIV w. Bezradny wobec śmiertelnej zarazy szybko stał się kozłem ofiarnym w oczach radykalnych grup religijnych. Te oskarżały biskupów i księży, najczęściej słusznie, o świecki tryb życia jako powód boskiej kary. Zresztą do końca XIX w. topos podskórnego antyklerykalizmu, celującego w pazernego na pieniądze plebana, przetrwał na polskiej wsi. Wystarczy tylko przekartkować niektóre dzieła polskiej literatury, by się o tym przekonać. Od Mikołaja Reja począwszy. Najbardziej rodzimy Kościół skompromitował się krótko przed utratą suwerenności w końcówce XVIII w. Biskup Józef Kossakowski figurował stale na liście płac carycy Katarzyny, przystąpił do Targowicy, za co powstańcy kościuszkowscy zawlekli go na szubienicę przed warszawski kościół św. Anny i powiesili. Ten sam los spotkał kolegę po fachu, biskupa Ignacego Massalskiego "karciarza, rozpustnika i złodzieja grosza publicznego". Tylko w ostatnich dwóch latach przed śmiercią wielebność przegrał w karty równowartość 350 kg złota. A skoro lud warszawski nie miał pod ręką stryczka, to ekscelencja zawisł na końskich lejcach. Jednocześnie jednak z tego samego Kościoła wyrosły szlachetne postacie księży Stanisława Staszica, Hugo Kołłątaja i Stanisława Konarskiego. Cała trójka luminarzy kraju i jego edukatorów. Konarski nie przyjął nawet infuły biskupiej, zrzekł się godności prowincjała pijarów polskich, byle tylko poświęcić się pracy nad reformą szkolnictwa w silnie zanalfabetyzowanym królestwie. Dziś reprezentantem tego Kościoła jest ojciec Adam Boniecki. Przez kilkanaście lat zza drzwi kuchennych na miejscu w Watykanie przyglądał się, jak funkcjonuje światowa centrala Kościoła. Poznał jej personalne rozgrywki, metody awansu i operacyjne techniki. Czyli wszystko to, co niemiecki watykanista Hansjakob Stehle zamknął w jednym zdaniu: "Kościół ma silne nerwy i nie boi się grzechu." Możliwe, że właśnie dlatego po powrocie nad Wisłę, gdzie w Krakowie stanął na czele katolickiego think tanku "Tygodnika Powszechnego", nie identyfikował się z pontyfikalnym zadęciem narodowego chowu. Wolał stąpać po ewangelicznych śladach wydeptanych przez ks. Józefa Tischnera, kardynała Grzegorza Rysia, czy biskupa Tadeusza Pieronka, a nie kierować się politycznym wiatrem czy korporacyjnym dobrem Kościoła i jego urzędników. Dlatego sprzeciwił się sojuszowi tronu i ołtarza, demonstracyjnym formom religijnym, wykluczeniu ze społeczeństwa i odsądzeniu od czci i wiary "innych", którzy nie byli i nie są narodowymi katolikami. Za to byli rozwodnikami, homoseksualistami czy uchodźcami. "Wykluczeniem nie napoi się spragnionego", mówił. Przestrzegał przed ponurymi wdziękami autorytaryzmu, niechybnie dybiącym na wolność człowieka. Tu powoływał się na Johna Locke’a, który niekwestionowaną wolę suwerena przyrównał do ludzkiej głupoty: "Dążąc do uniknięcia szkód wyrządzonych przez tchórze czy lisy, głupi ludzie będą czuć się bezpiecznie, kiedy pożrą ich lwy". Dla Bonieckiego, tak jak dla ks. Tischnera, wolność jest atrybutem dobra. Przede wszystkim jednak ojciec Boniecki oferował po 1990 r. bezpłatną edukację polskiemu społeczeństwu w zakresie ćwiczenia cnót obywatelskości, tolerancji, empatii i miłosierdzia. Bez stosowania instrumentu przymusu w postaci kropidła w ręce czy podniesionego do góry palca moralności. Naraził się za to swoim przełożonym w habitach. Za tę odwagę zapłacił wysoką cenę. Władze zakonu założyły mu kaganiec na usta, obkładając nakazem milczenia . A w zakonie, jak w wojsku, obowiązuje karna dyscyplina. Przyznana mu przed kilku dniami Nagroda Specjalna Orła Jana Karskiego , legendarnego i bohaterskiego emisariusza rządu polskiego w Londynie z lat II wojny światowej, którego raporty o Holokauście docierały na najważniejsze biurka świata, rekompensuje tę infamię. Przede wszystkim jednak honoruje 90-letniego dziś zakonnika, który jak to niegdyś sformułował inicjator nagrody Jan Karski, "godnie potrafi zafrasować się nad Polską". W absolutnej zgodności ze swoim wrażliwym sumieniem. Skoro ojciec Boniecki dostąpił łaski osiągnięcia wieku biblijnych patriarchów, skoro niezmiennie oferuje darmowe dialogi rodakom, warto z nich skorzystać i wspólnie z nim zafrasować się nad Polską. Swoją ofertę przedstawia co tydzień na łamach "Tygodnika Powszechnego".

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS