Home/entertainment/Teresa Lipowska wprost o jesieni zycia tylko praca pomaga mi przetrwac

entertainment

Teresa Lipowska wprost o jesieni zycia tylko praca pomaga mi przetrwac

Nikomu nie zrobiam zadnej krzywdy zadnego swinstwa. Zadnej kolezanki nie wykopaam zadnej nie obgadaam. Staram sie raczej chwalic. Jak ktos cos dobrze zrobi w serialu mowie "Wiesz ta scena ktora zagraas bya swietna". Dzis bardzo rzadko mozna usyszec pochwae od kolegow przyznaje w rozmowie z Plejada Teresa Lipowska. Aktorka zdradza kto zagrozi ze jej "eb utnie" i jaki prezent dostaa od Hanki Bielickiej.

October 07, 2024 | entertainment

Teresa Lipowska w rozmowie z Plejadą: Agnieszka Święcicka, Plejada.pl: Kiedy kilka miesięcy temu odbierała pani SuperGwiazdę Plejady , nie kryła pani wzruszenia... Teresa Lipowska: To bardzo ważna dla mnie nagroda. Po pierwsze, niespodziewana. Przyznana przez medium internetowe, a ja nawet Facebooka nie mam. Po drugie, za całokształt mojej pracy. TeleKamerę dostałam za osiągnięcia filmowo-telewizyjne, Wielki Splendor za pół wieku w Teatrze Polskiego Radia . A tu nagle – po 67 latach pracy – otrzymałam nagrodę za całokształt, tzn. za teatr, za kino, za telewizję, za estradę, za kabarety. Zostałam uhonorowana i jestem bardzo szczęśliwa. Ekranowy debiut zaliczyła pani jeszcze przed studiami. Miałam 13 lat i statystowałam w "Pierwszym starcie" Buczkowskiego . Byłam jedną z junaczek. Potem już podczas studiów w PWST im. Leona Schillera w Łodzi występowałam w filmach dydaktycznych, aczkolwiek z fabułą. Jak przyjechałam do stolicy, grałam epizodziki w filmach, bardziej interesowała mnie estrada. Gdybym wtedy dostała główną rolę, pewnie postawiłabym na kino. Wtedy jednak częściej dostawałam zaproszenia z estrady (skończyłam również klasę fortepianu w średniej szkole muzycznej) na akademie z różnych okazji: Dnia Kobiet , 1 maja, 22 lipca. Mieliśmy taki kabarecik: dwóch chłopaków, trzy dziewczyny. Dużo jeździliśmy po Polsce. Z czasem powolutku zaczęłam wchodzić do telewizji. Wtedy spektakle szły na żywo. Były nerwy, nerwy, nerwy. Jak ktoś leżał pod kanapą i podpowiadał, trzeba było się nachylić, żeby go usłyszeć. Zza dekoracji czasem wystawała noga kogoś, kto trzymał lampę. Na łeb zjeżdżał mikrofon, więc też trzeba było to ograć. Niewątpliwie były to przedstawienia pełne emocji, adrenalina szybowała do maksymalnego poziomu. Teresa Lipowska o młodych aktorach i etyce zawodu Wiele tych przedstawień reżyserował Jerzy Antczak , którego poznała pani w szkole teatralnej. Pracowaliście też razem na planie "Nocy i dni" . Jerzy Antczak nauczył mnie przede wszystkim szacunku dla zawodu. Tego, że trzeba być przygotowanym, gdy się przychodzi do pracy. Gdy kręcił "Noce i dnie", nie patrzył tylko na Jadzię i na pierwszy plan. Widział wszystko. Pamiętam, jak z Wodyńską kręciłam scenę, w której wycinałyśmy główki kapusty. Trzeci plan. Z przodu idzie scena, a my sobie prywatnie gadamy. Nagle Jurek krzyczy: "Stop! Czy wam trzeba łby ucinać?! Czy kapuściane ucinacie?!". Naprawdę wszystko widział. Jestem aktorką nauczoną przez Jurka, że nie ma małych i dużych ról. Pamiętam, jak w teatrze robiliśmy "Bezimienne dzieło" Witkacego. Byłam w ciąży, czyli miałam już 36 lat, grałam niepełnosprawną umysłowo dziewczynę. W całej sztuce wypowiadałam może 10 zdań. Wymyśliłam swoją postać, zastosowałam się do rady Jurka: nie przeszkadzać głównej akcji na scenie, ale cały czas być sobą. W recenzji pochwalono główne role i mój epizod. Te kilka zdań, które wypowiedziałam, i to, że byłam w postaci cały czas, musiało zwracać uwagę. Pracowała pani z aktorami, którzy wiele od siebie wymagali, i z równie wymagającymi reżyserami. A dzisiaj? Zaobserwowałam – zwłaszcza w serialu – że przychodzą młodzi reżyserzy czasem nie bardzo przygotowani. "M jak miłość" ma 24 lata. Nie żądam, żeby ten nowy reżyser znał każdą postać, ale powinien cokolwiek wiedzieć o przeszłości danej postaci. W latach mojej młodości przyjmowało się każdą radę od reżyserów, bo byli w 100 proc. przygotowani. Znali każde ujęcie, mieli wszystko w scenariuszu dokładnie opisane. Staram się młodym aktorom coś podpowiedzieć. Jedni moje uwagi przyjmują, inni nie. Kilku nauczyłam odpowiedzialności. Zdarzało się, że ktoś przychodził, pytał, co gramy, i wyciągał telefon. Wtedy interweniowałam. Mówiłam: "Jak to? Nie wiesz, co my dziś gramy? Którą scenę? Wyjdź i się naucz. Jak będziesz umiał, wrócisz na plan". Teraz wiedzą, że ze mną nie ma takich numerów. Wiem, są takie czasy. Wszystko jest na skróty, wszystko jest szybko, bo zaraz mam reklamę czy muszę iść na plan następnego serialu, bo tam już mnie czekają. Myśmy się nigdzie tak nie śpieszyli. Miałam możliwość grania z najlepszymi aktorami: Łomnickim , Holoubkiem , Hanuszkiewiczem czy Dziewońskim . Gdy występowałam w Syrenie , gwiazdami były Bielicka i Kwiatkowska . Mogłam podziwiać ich przygotowanie, ich etykę teatralną. Przychodziły ponad godzinę przed spektaklem, charakteryzowały się. Potem Bielicka kładła nogi do góry i rozwiązywała krzyżówki. Powtarzała, że to najlepsza gimnastyka umysłu na starość . Zaraziła mnie tymi krzyżówkami. Jaka była widownia teatralna w tamtych czasach? Godna. Do teatru przychodzili ludzie elegancko ubrani. Przychodzili na święto spotkania się z teatrem. Nie zobaczyłeś wytartych portek, wyciągniętej koszuli. Ci ludzie inaczej słuchali. Teatr był przybytkiem. Szłam tam nie na odwalenie roboty, tylko na spotkanie się z publicznością. Myślę, że też inaczej się trochę grało. Mogę się pochwalić tym, że wszyscy mnie cenią za dykcję. Często jeżdżę na wieczory poetyckie, po których ludzie mówią, że nawet w ostatnim rzędzie słyszeli to, co powiedziałam szeptem. Nie muszę brać mikrofonu. Tego nas uczono na studiach. Teresa Lipowska spełniła swoje aktorskie marzenie Wspomniała pani o Syrenie, ale najpierw był Teatr Ludowy. To prawda. Po dyplomie nie zostałam w Łodzi. Zakochałam się, wyjechałam do Warszawy. Obeszłam prawie wszystkie teatry, ale dyrektorzy angażowali przede wszystkim tych po warszawskiej szkole. Obiecywali, że się odezwą, ale się nie odzywali. Na szczęście pojechałam na Pragę do Teatru Ludowego, którego dyrektorem była pani Grywińska-Adwentowicz. Zmierzyła mnie od góry do dołu, powiedziała: "No dobra, potrzebna mi taka charakterystyczna aktorka, tylko nie mam w tej chwili etatu. Dopiero od września dostawałabyś pieniądze, ale musisz już jutro przyjść, bo będzie zastępstwo". Zachorowała Danusia Gallert, która grała Królową Śniegu. Dostałam tekst, wykułam na blachę, zagrałam i zostałam na wiele lat. Jak więc znalazła się pani w Syrenie? Teatr Ludowy przeniósł się na drugą stronę Wisły. Dyrektor Jerzy Rakowiecki dostał scenę po operetce. Puławska 37/39. Zaczęliśmy tu grać. Przyszłam z "Balladyną" i "Snem nocy letniej", potem pojawiły się nowe role. Niestety, później nie bardzo mogłam porozumieć się z nową dyrekcją i postanowiłam odejść. W podjęciu decyzji pomogła mi propozycja Witolda Fillera z Syreny. Kazimierz Brusikiewicz chorował i Lidka Korsakówna musiała opiekować się mężem. Filler zapytał, czy nie przyszłabym na zastępstwo za nią. Zgodziłam się. Umówiliśmy się na rok na próbę, pracowałam tam 18 lat. W Syrenie byłam bardzo lubiana i szanowana. Polubiłyśmy się z Hanią Bielicką. Pamiętam, jak rozmawiałam z nią o zbliżającym się ślubie mojego bratanka. Zastanawiałam się, gdzie mogłabym kupić odpowiedni kapelusz. Bielicka zaprosiła mnie do swojego domu. Pokazała mi około 20 kapeluszy i zapytała: "Który ci pasuje?". Wybrałam jeden. Pożyczyła mi. Na ślubie wystąpiłam jak artystka. Gdy próbowałam zwrócić kapelusz, Hanka Bielicka mi go dała. Takie były nasze stosunki. Aktorzy bardzo często marzą o zagraniu konkretnej roli. Ja też miałam taką wymarzoną rolę. Gdy po studiach trafiłam do Teatru Ludowego, wystawiano w nim dramat "Uciekła mi przepióreczka" Żeromskiego. Bardzo chciałam zagrać Smugoniową, ale spektakle się już kończyły i moje marzenie pozostało niespełnione. Minęło 20 lat. Rano telefon. Dzwoni pani Marysia z radia, w którym bardzo dużo występowałam. "Tereńku, masz dziś po południu czas?" – pyta. "Mam". "Przyjdź dziś na nagranie, tak z godzinę wcześniej". Nawet nie spytałam, po co. Przychodzę. Dostaję tekst... "Uciekła mi przepióreczka". Wchodzę na salę prób, a tam siedzą: Holoubek, Łomnicki, Borowski, Mikołajska , Szczepkowski . Reżyserował Edward Płaczek. Łomnicki pyta: "Czy pani przeczytała sztukę, żeby wiedzieć, jak tu z nami grać?". Ja: "Tak, trochę tę sztukę znam". Zaczynamy grać, a ja prawie z pamięci mówię. Ponieważ Smugoniowa to była moja ukochana rola, włożyłam w nią tyle serca, że poszło mi bardzo dobrze. Audycja się skończyła. Łomnicki, niechętny do chwalenia, mówi: "No, spisałaś się dzielnie". Dla mnie to była superpochwała. Jakiś czas potem zostałam zaproszona do Teatru Współczesnego na rozmowę z Erwinem Axerem. Okazało się, że Łomnicki podpowiedział Axerowi, by obsadził mnie w sztuce "Potęga ciemnoty" Tołstoja. Gościnnie zagrałam macochę Stasi Celińskiej . Było to dla mnie ogromne przeżycie pracować z wielkimi gwiazdami w tym teatrze. Teresa Lipowska o jesieni życia: tylko aktywność pomaga mi przetrwać Działa pani charytatywnie, spotyka z fanami. Jak się pani chce? Staram się być tam, gdzie mnie zapraszają. Nie oczekuję wielkich profitów. Odłożyłam trochę pieniążków i, mając niewielką emeryturę , wciąż udaje mi się coś dorobić. Działam charytatywnie, spotykam się z fanami. Chce mi się do ludzi. Póki więc będę mogła, będę dalej to robiła. Trzeba tylko przyjechać i odwieźć mnie pod dom, bo już ciężko mi podróżować autobusem czy pociągiem. Przez 67 lat pracy w zawodzie odbyłam setki spotkań z ludźmi. Mnie się nie chce siedzieć w fotelu. Muszę przyznać, że chociaż mam coraz mniej siły, ale jak już jestem na spotkaniu, to zapominam, że mam ponad 80 lat. Działa adrenalina Jak gdziekolwiek pojadę, jestem właściwie szczęśliwa, że pojechałam. Nieważne, czy to jest większa, czy mniejsza miejscowość. Ważne, że ludzie przychodzą, żeby się ze mną spotkać, uśmiechają się, często przynoszą prezenty: aniołki, miód, czereśnie. Mam już ok. 200 aniołów w domu. Jest pani osobą lubianą nie tylko przez fanów, ale także koleżanki i kolegów. Nikomu nie zrobiłam żadnej krzywdy, żadnego świństwa. Żadnej koleżanki nie wykopałam, żadnej nie obgadałam. Staram się raczej chwalić. Jak ktoś coś dobrze zrobi w serialu, mówię: "Wiesz, ta scena, którą zagrałaś, była świetna". Dziś bardzo rzadko można usłyszeć pochwałę od kolegów. To prawda, że jestem lubiana. Po pierwsze, mam taką rolę w "M jak miłość", że Barbary Mostowiak nie można nie lubić. Po drugie, naprawdę kocham ludzi. Gdy do nich idę, staram się im dać całą duszę Ile Teresy Lipowskiej jest w Barbarze Mostowiak? Bardzo dużo. Kocham rodzinę, przyrodę, dom. Ja właściwie nie gram. Czasem muszę wprowadzić pewne zmiany w wypowiedzi i wchodzę na plan. Potem pozostaje tylko dostosowanie się do sytuacji. Przychodzę, jestem u siebie w kuchni, u siebie w domu. Dobrze się czuję w domu Mostowiaków. Przekazuję to, co ja – Teresa Lipowska – powiedziałabym ustami Barbary. Cieszę się, że mając 87 lat, mam jeszcze propozycje zawodowe, które dają mi siły do dalszej pracy . A tylko aktywność pomaga mi przetrwać nie najlepszą jesień życia Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl . Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. W serwisie Plejada.pl każdego dnia piszemy o najważniejszych wydarzeniach show-biznesowych. Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google. Odwiedź nas także na Facebooku , Instagramie , YouTubie oraz TikToku . Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: [email protected] .

SOURCE : plejada
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS