Blogs
Home/entertainment/Nazywany "awanturnikiem PRL-u". Gdy pada diagnoza nawet sie nie przeja

entertainment

Nazywany "awanturnikiem PRL-u". Gdy pada diagnoza nawet sie nie przeja

Powtarza ze mia dugie bogate i mimo wielu bolesnych wspomnien niezwykle udane zycie. Odszed szczesliwy zostawiajac po sobie mnostwo doskonaych filmow i jeszcze wiecej intrygujacych przekazywanych z ust do ust anegdot. Przy okazji rocznicy premiery "Nienasycenia" Wiktora Grodeckiego z udziaem Leona Niemczyka przypominamy losy aktora.

November 28, 2024 | entertainment

"Nie żyję wspomnieniami, ale to prawda, że w życiu zdarzały mi się tak nieprawdopodobne i ekstremalne sytuacje, z których nie każdy potrafiłby wyjść cało" — powiedział kiedyś "Gazecie Wyborczej". I, choć Leon Niemczyk lubił koloryzować, tym razem w jego słowach nie było ani krzty przesady.Gdy wybuchła wojna, aktor, idąc śladem starszego brata Ludwika, wstąpił do Armii Krajowej, biorąc udział w akcjach małego sabotażu. Miał szczęście w nieszczęściu – przeznaczona dla niego kula trafiła go w udo. Przeżył, ale przez jakiś czas nie mógł sprawnie się poruszać. Gdy wrócił do zdrowia, znów zaczął działać w konspiracji — i znów znalazł się w niebezpieczeństwie. "Pewnej lutowej nocy 1943 r. ledwo uciekłem gestapo, wyskakując półnagi przez okno", opowiadał. Gdy sytuacja zrobiła się wyjątkowo nieprzyjemna, brat załatwił Leonowi lewe papiery i wysłał go do Krakowa. Niemczyk przyczaił się tam na jakiś czas, jednak do stolicy wrócił, by wziąć udział w powstaniu. "Nie dostałem wymarzonego karabinu do ręki, ale przenosiłem broń kanałami i przeprowadzałem ludzi" — wspominał w książce "Bohaterowie są zmęczeni" Marii Nurowskiej.Potem, wywieziony w głąb Rzeszy, cudem tylko zdołał uciec. Wreszcie trafił do Wrocławia, gdzie odnalazł matkę i braci. Wówczas postanowił dołączyć do Ludwika, który przeprowadzał ludzi przez zieloną granicę. UB rozbiło ich operację, Leon z bratem zostali aresztowani. "Najpierw w lochach cieszyńskiego zamku, później więzieniach w Katowicach, Krakowie i wreszcie w Warszawie na Koszykowej w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego usiłowali ze mnie wydusić, że należałem do AK. Nie mogłem się przyznać. To groziło naprawdę poważnymi konsekwencjami, a ja nie chciałem zgnić w mamrze. Łgałem na tyle dobrze, że w końcu uwierzyli, że nigdy nie byłem w AK i mnie wypuścili — opowiadał w »Wyborczej«. — Może to były początki mojego aktorstwa?".Leon nie opuścił kraju. Gdy sytuacja nieco się uspokoiła, zaczął pracę w gdyńskiej stoczni remontowej. Niedługo potem zaproszono go, by dołączył do ekipy amatorskiego teatru; stamtąd zaś trafił na profesjonalną scenę — ale występowanie przed publicznością nie przypadło mu do gustu. O wiele lepiej czuł się przed kamerami i to właśnie z filmem planował związać przyszłość. Zagrał w kilkuset produkcjach; mówiono, że nie ma roli, której nie byłby w stanie udźwignąć — to dlatego otrzymał miano "Leona Zawodowca", choć on sam mówił o sobie: "Określiłbym swoje życie jako samotność długodystansowca". Podobno w jego słowniku nie istniało słowo "nie". "Nie ma filmika bez Niemczyka", żartowano. "Przyjmuję wszystkie propozycje, bo uważam, że ze złego epizodu, złej roli można zrobić coś dobrego. Ponadto nie ma złych ról, są tylko źli aktorzy", tłumaczył w "Filmie"."Polski aktor nie ma tej wygody, by przebierać w rolach. Nie mieszkamy w Hollywood, nie jesteśmy amerykańskimi gwiazdami, by przebierać w kontraktach", dodawał w "Gazecie Wrocławskiej". A gdy zadręczano go pytaniami, dlaczego gra w produkcjach nie najwyższych lotów, odpowiadał obcesowo: "Aktor był zawsze sprzedajną k***ą. Ja przynajmniej nie udaję, że jest inaczej". W pracy może czuł się samotnikiem — ale prywatnie rzadko kiedy pojawiał się bez towarzystwa. Jego ekscesy elektryzowały prasę i widzów. Miał etykietkę awanturnika, hulaki, kobieciarza, prawdziwego łamacza kobiecych serc. "Byłem jakiś kochliwy", przyznawał skromnie. Jego kolega, Jan Sztaudynger, ujął to bardziej dosadnie w wierszyku: "Jedna używa grzebyka, a druga Niemczyka". Charakter być może odziedziczył po ojcu, który "żył szybko: bankiety i kobiety"; w domu pojawiał się rzadko, zbyt zajęty kolejnymi flirtami. Aktor najwyraźniej postanowił dorównać rodzicowi. Romansował na potęgę i, jak sam zapewniał, żenił się sześć razy (choć ponoć, jak zwykle, nieco podkoloryzował rzeczywistość i tak naprawdę miał tylko dwie małżonki). Jego pierwszą wybranką została Tatiana Zuanar, studentka łódzkiej filmówki. O tym, że miał córkę z tego związku — Monikę Masiejuk — świat dowiedział się dopiero po jego śmierci. Masiejuk uważała, że między jej rodzicami nie było miłości; ot, zwykłe zauroczenie, które doprowadziło do zbyt pochopnie podjętej decyzji. "Ojciec, jako człowiek, był szalenie egocentryczny i egoistyczny – dodawała w »Vivie«. Gdy rodzice się rozstali, praktycznie go nie widywała. — Z Leonem moje kontakty były rzadkie i chyba trochę wymuszone. Sąd nakazał spotykać się z dzieckiem, a więc się spotykał. Nie mam z dzieciństwa związanych z nim zbyt miłych wspomnień. Bo ja to ojca się trochę bałam, jak twierdzi moja mama. Raz zabrał mnie na sanki, z których się ześlizgnęłam. Zgubił mnie i szedł dalej".Do tego bujnego życia osobistego podchodził z dystansem; śmiał się, że żony zmienia jak olej w samochodzie, a po każdym rozwodzie ma puste kieszenie. Nawet gdy miał już swoje lata, nie narzekał na brak powodzenia. "Podczas kręcenia filmu na Mazurach powziąłem postanowienie, że każdego dnia będę miał inną kelnerkę. I przez dziesięć dni zdjęciowych udało mi się tego dotrzymać", chwalił się któregoś razu. Nie mógł żyć bez kobiet ani bez grania. Gdy lekarze sugerowali mu, że z powodu złego stanu zdrowia powinien przejść na emeryturę, odmówił. "Po śmierci będę odpoczywał przez całą wieczność", twierdził w "Gazecie Wyborczej". Praca dawała mu siły, była jedyną rzeczą, której nie żałował. Przyznawał, że gdyby mógł coś zmienić, pewnie nie wróciłby do Polski. "I wtedy uniknąłbym więzień, małżeństw i jeszcze paru innych sytuacji, których nie wspominam z sentymentem. Jednak na pewno za nic w świecie nie zmieniłbym mojego zawodu na żaden inny". Gdy zdiagnozowano u niego raka płuc, nawet na moment nie stracił optymizmu. "Ja się wcale nie boję! W moim wieku nowotwór jest już podobno niegroźny. Zresztą mam już prawie 83 lata, to ile mi jeszcze zostało?", powiedział "Faktowi". Cieszył się tylko, że jest w dobrych rękach; pod koniec życia poznał kobietę, która dzieliła z nim najtrudniejsze chwile, młodszą o 50 lat Iwonę. To ona zadbała, by spełniono ostatnie życzenie Niemczyka – chciał, by na jego pogrzebie leciała piosenka "My Way" Franka Sinatry.Zmarł 14 lat temu, 29 listopada 2006 r.

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS