Home/entertainment/Monika Mrozowska o patchworkowej rodzinie. Z ojcem modszego syna rozstaa sie bedac w ciazy

entertainment

Monika Mrozowska o patchworkowej rodzinie. Z ojcem modszego syna rozstaa sie bedac w ciazy

Czasami czuje osamotnienie ale jestem w takiej sytuacji bo takie byy moje zyciowe wybory. Czasami jest ciezko ale jezeli teraz chodziabym i pakaa po katach to troche przeczyabym decyzjom ktore sama wczesniej podjeam wyznaje Monika Mrozowska w wywiadzie dla Plejady. Aktorka w rozmowie opowiada o rozstaniu z ojcem modszego syna Lucjana. Zdradza tez kulisy pracy nad "Rodzina zastepcza".

October 19, 2024 | entertainment

Natalia Wolniewicz , Plejada.pl : Twoją ostatnią zajawką jest bieganie. We wrześniu udało ci się przebiec półmaraton. To duże osiągnięcie! Monika Mrozowska : To dosyć świeża historia. Wiadomo, pierwsze próby nie były ani trochę przyjemne. Potem z biegiem czasu, zauważyłam, że to nie do końca chodzi o przyjemność. Ważna jest satysfakcja z powrotu do domu po bieganiu. Mam dla siebie 30 minut. W ciągu pół godziny średnio biegająca osoba jest w stanie zrobić 4-5 km. Jak wracam po tym czasie, to wiem, że było to lepsze niż 30 minut przesiedziane na kanapie podczas scrollowania Instagrama. W postach w mediach społecznościowych piszesz o bieganiu jako elemencie dbania o dobrostan psychiczny. Kiedy po raz pierwszy zwróciłaś uwagę na swoje zdrowie psychiczne? Przełom nastąpił w 2018 r. To był rok, w którym wiele wydarzyło się w moim życiu. Szukałam miejsca dla siebie, żeby poczuć spokój w głowie, żeby gonitwa myśli trochę się uspokoiła. Z dziećmi trudno mi było wygospodarować czas dla samej siebie — żeby pojechać na zajęcia. Później to chyba też mi ułatwiło podjęcie decyzji o bieganiu, bo doszłam do wniosku, że jeżeli ciągle będę czekać na najlepsze sprzyjające okoliczności, to one mogą się jeszcze bardzo długo nie pojawić, a mój stan psychiczny będzie się w bardzo szybkim tempie pogarszać. Wtedy zaczęłam ćwiczyć jogę w domu. To się udawało nawet z dziećmi, które wspinały się po mnie, przeszkadzały mi, krzyczały czy były głodne. Zaczęłam to robić dlatego, żeby uspokoić głowę. Później pojawiły się różne benefity — zaczęłam czuć się lepiej fizycznie. Gdy zaczynałam przygodę z bieganiem, to wiele osób pytało mnie: "Jak ty to robisz, że ci się chce?". Ja przecież nawet nie zadaję sobie tego pytania. Pierwsze treningi były bardzo ciężkie. Ale to jest taka aktywność, którą mogę robić sama. Nie zastanawiam się, czy mi się chce, czy mi się nie chce, tylko wkładam buty, spodenki, czapkę, nastawiam zegarek — wychodzę i biegnę. W międzyczasie okazało się, że jednak fajnie jest też brać udział w różnego rodzaju zawodach i biegach. Zaczęłam też brać udział w treningach, na których poznała nowych ludzi — grupa motywuje. Aktywność jest dla mnie power bankiem — daje mnóstwo satysfakcji. Podróże, zdjęcia dzieci, budowa domu — tak właśnie wygląda twój profil na Instagramie. Odnoszę wrażenie, że panuje u ciebie harmonia, a konto w mediach społecznościowych jest takim "comfort zone" [miejsce, w którym czuje się ktoś komfortowo — ang.]. Posty w mediach społecznościowych pokazują zaledwie 5 proc. naszego życia. Jaki tak naprawdę jest dla ciebie ten rok? Cieszę się, że masz właśnie takie odczucie. W życiu bywa różnie. Na pewno ten rok jest dla mnie ogromnym rollercoasterem. Ale pod kątem ludzi, których poznaję, i pod kątem różnych wydarzeń, które dzieją się w moim życiu, mam poczucie, że mam ogromne szczęście. Na początku tego roku zaczęłam też budować dom . Buduję go sama. Mam wspaniałego głównego wykonawcę, ale cały ciężar finansowy spoczywa tylko i wyłącznie na moich barkach i mimo to cały czas czuję spokój. A przecież mój syn przeszedł z trzeciej do czwartej klasy, a to jest bardzo duża zmiana dla dziecka i dla rodziców. Moja średnia córka z kolei poszła do liceum, więc były egzaminy i bale ósmoklasistów. Nie było żadnych większych wypadków po drodze, a sytuacji stresogennych nie brakowało. Na Instagramie staram się pokazywać ważne rodzinne chwile, ale moje rzeczywiste życie nie wygląda tak w 100 proc. Myślę, że u nikogo nie jest idealnie. W mediach społecznościowych napisałam też, że moja najstarsza córka Karolina od ponad roku już ze mną nie mieszka. Od razu się pojawiły komentarze: "O Boże, pewnie jest ci strasznie smutno. Ojejku, to już pierwsze dziecko wyszło z domu. Zobaczysz, za chwilę wyjdzie kolejne. Nawet nie wiesz, kiedy to minie. To mija tak szybko". Ale ja mam takie przekonanie, że to jest wspaniałe, że ona miała w sobie siłę, odwagę i determinację, że chciała iść na swoje. Pomyślałam: "To znaczy, że zrobiłam to dobrze, że ona czuje się na tyle samodzielna, że wie, że może zrobić ten krok". Widzę, ile jest toksyczności w rodzicach, jak długie listy wymagań sporządzają. Z drugiej strony w mediach społecznościowych reagujesz też na hejt i krytyczne komentarze. Internauci lubią zaglądać ci do portfela. Bywasz czasami tym zmęczona? Nie jestem zmęczona. Reaguję w momencie, w którym czuję, że moja granica jest już przekraczana. Wiem, że jeśli nie zareaguję, to będzie to sygnał dla innych, podobnych osób, że mogą rozkręcać się w tym temacie. Rozumiem też innych, którzy walczą z hejterami — podkreślają nicki, wdają się w polemikę. Jednak uważam, że agresja rodzi agresję. U mnie się to sprawdza. Na moim profilu takich komentarzy mimo wszystko jest mało. Nikomu nie tłumaczę się z tego, jaką mam prywatną sytuację życiową — przecież taką chciałam, to wszystko jest na moich zasadach. Wiem, że kompletnie wyłamuję się wszelkim stereotypom, które są związane z miejscem, w którym żyjemy. Uważam, że jak na moją prywatną historię i sytuację, to krytycznych komentarzy jest naprawdę mało. Mam nadzieję, że tym wystąpieniem nie wywołam wilka z lasu i nie sprowokuję tych osób, które siedzą i czekają, aż je wywołam do tablicy. Nie powiesz mi, że nie reagujesz emocjonalnie na komentarze typu: "Dom jest z alimentów". Pojawia się złość, ale wiem, jak przygotowywałam się do budowy. To są kwestie wyborów. Tego, czy idziesz do Vitkaca i wydajesz wszystkie pieniądze, które zarobiłaś w miesiącu na buty, torebki i dodatki, czy jednak sukcesywnie odkładasz je na konto albo inwestujesz pieniądze w fundusze inwestycyjne, bo masz plan, że w ciągu 10 lat chcesz wybudować własny dom. Wiem, jaka jest moja droga i mnie to niesamowicie kręci — może to też powoduje lawinę złości. Budowę domu rozłożyłam w czasie, bo nie chciałam, żeby moje dzieci to odczuły. Chciałam móc pojechać na wakacje i nie zabierać im zajęć dodatkowych. To kwestia priorytetów — wiele rodzin żyje z dnia na dzień. Pokolenie mojej córki też nie myśli o kupowaniu mieszkań. Pieniądze przeznaczają głównie na przyjemności, na wynajmowanie pokoi, na jeżdżenie po świecie, na przeżywanie. Moja najstarsza córka też obraca się w specyficznym środowisku. Czym właściwie się zajmuje? Karolina jest stewardessą. Pracuje w Polskich Liniach Lotniczych. Jestem mega dumna. W latach 80., 90. młodzi ludzie musieli mieć najlepszy samochód, a dla niej — może to jest kwestia wychowania — taką samą wartość ma nowa rzecz, którą kupi w sklepie i taka, którą znajdzie w lumpeksie. Monika Mrozowska o rozstaniu z ojcem najmłodszego syna: rozstaliśmy się jeszcze, jak byłam w ciąży Sama mówisz, że w Polsce żyjesz niestandardowo. Jak poruszać się w patchworku, żeby to wszystko się udawało? Mnóstwo kobiet jest w podobnej sytuacji i nie zawsze to u nich działa . Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, żeby dawać złote rady, jak robić, żeby to działało, bo nie zawsze jest tak, że to klika. To jest taki system, w którym na okrągło dochodzi do różnego rodzaju przeciążeń, problemów z komunikacją, konfliktów, ale w momencie, w którym każda ze stron się stara, to udaje się dojść do porozumienia. My, dorośli, znaleźliśmy się w tym układzie, bo tak sobie to wymyśliliśmy, bo siebie nawzajem powybieraliśmy, więc o to, czy to działa, czy nie działa, możemy mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Natomiast dzieci, które są w tym układzie, one się tam znalazły, nie mając wyboru. Nadrzędną zasadą jest to, żeby nawet w sytuacjach stresowych i konfliktowych starać się robić tak, żeby młodym ludziom było jak najlepiej. Nie wolno też myśleć tylko o swoich dzieciach — swoich z krwi i kości. Często tam jest również przyrodnie rodzeństwo. Dzieci muszą mięć poczucie komfortu, bezpieczeństwa — to da się zrobić. Przede wszystkim trzeba swoje ego sprowadzić do parteru. Nauczyć się odpuszczać. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo mówiłabym o bardzo prywatnych kwestiach, ale jeżeli widzimy, że któremuś z dzieci zagraża niebezpieczeństwo z różnych przyczyn, to uważam, że każda z osób w tym układzie ma prawo zareagować i powiedzieć: "Stop, nie godzę się na to". Biorąc pod uwagę nasze normy społeczne — wiemy, co jest dla dziecka dobre, a co jest złe. Jeśli któraś z dorosłych osób przekracza granice i nie wywiązuje się z warunków umowy, to uważam, że trzeba zainterweniować. To jest trudne, szczególnie w kontekście samodzielnego macierzyństwa. W dużych aglomeracjach jest siatka połączeń — pomaga, m.in. szkoła. Samodzielne macierzyństwo jest ogromnym wyzwaniem. Sama przyznawałaś, że odpuszczałaś własne, biznesowe sprawy na rzecz dzieci. Jak żyje się samodzielnym mamom w Polsce? Często czujesz się osamotniona? Czasami czuję osamotnienie, ale jestem w takiej sytuacji, bo takie były moje życiowe wybory. Czasami jest ciężko, ale jeżeli teraz chodziłabym i płakała po kątach, to trochę przeczyłabym decyzjom, które sama wcześniej podjęłam. Natomiast też bardzo dużo zmieniło się w moim życiu w momencie, w którym byłam w ciąży z Luckiem, a także po jego urodzeniu. Z tatą Lucka rozstaliśmy się jeszcze, jak byłam w ciąży. To mi pokazało, że to jest ostatni moment, by przestać zgrywać Zosię Samosię i udowadniać wszystkim: "Ja wam pokażę". To jest niedojrzałe i robi więcej szkody niż pożytku. Teraz korzystam, nawet nie chcę mówić o pomocy, bo w momencie, w którym dorośli ludzie decydują się, żeby się rozstać i to nie funkcjonuje pod kątem relacji damsko-męskiej, to wciąż można mieć kontakt z rodziną byłego partnera. Mamy układ pół na pół z tatą Lucka. On tyle samo czasu spędza ze mną, co ze swoim tatą. Jest jeszcze babcia, która jest babcią od strony też taty, z którą ja, dzięki Bogu, mam super relacje. To pokazuje, że można się dogadać ponad tymi podziałami. Jeżeli przestaniemy myśleć w bardzo staromodny sposób i wyjdziemy poza schemat, a to jest 74-letnia pani Tereska, to fiksując się na tym, że nie można się dogadać, to kto by na tym stracił? Wnuk. Na pewno też bym na tym straciła, bo nie miałabym fenomenalnego wsparcia w jej postaci, a z drugiej strony to też nie robi krzywdy ojcu Lucka. Widziałam, że na początku to było bardzo dla niego trudne, żeby to poukładać, bo to była dosyć niespotykana sytuacja. Lucek w styczniu kończy cztery lata i to działa, więc róbmy wszystko, żeby jemu było jak najlepiej i nie musimy go wychowywać w tych stereotypach. Kobiety czy samodzielnie, czy niesamodzielnie wychowujące, mają naprawdę bardzo dużą pracę do wykonania, żeby przestać samej sobie nakładać ciężar na plecy. Później chodzą niezadowolone, wkurzone i frustrują się, że ktoś od nich oczekuje, że będą supermatkami, superpartnerkami, kochankami, pracownicami i jeszcze będą miały czas na rozwijanie swojego hobby. Dajmy po prostu sobie pomóc. Jakiś czas temu zabrałaś głos w sprawie alimentów. Uważasz, że kobiety samodzielne wychowujące dzieci mają wsparcie państwa, jeśli chodzi o egzekwowanie tych świadczeń? Czy tutaj jednak jest pewien problem? Obiecałam sobie, że już w ogóle nie będę poruszać tego tematu. Wtedy to był taki okres, kiedy o tym mówiłam. Ale teraz chyba nie chcę. Chciałabym, żeby kobiety czuły pod każdym względem — nie tylko alimentacyjnym, ale ogólnym — większe wsparcie państwa. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje. To nie dotyczy tylko matek, ale jednak w większości kobiet. W momencie, w którym dziecko nie dostanie się do przedszkola czy do żłobka, to pojawia się gigantyczny problem. Z dzieckiem znowu w naszym stereotypowym myśleniu, zostanie mama, a nie tata. To jest bardzo szeroki temat. Monika Mrozowska o "Rodzinie zastępczej": moi prawnukowie będą pamiętać, że grałam w serialu Często wracasz myślami do czasu kręcenia " Rodziny zastępczej "? Już zawsze będziesz łączona z serialową Majką. Nie wspominam tego. Bardzo wielu osobom wydaje się, że moje dzieciaki znają cały serial na pamięć. Tak nie jest . One w ogóle "Rodziny zastępczej" nie oglądały — może pojedyncze odcinki. Bardziej sentymentalna jestem pod kątem wspominania świąt u moich dziadków i serniczka mojej babci. Kwestie zawodowe mnie mniej wzruszają. Natomiast absolutnie nie próbuję zerwać z siebie tej naklejki. Jest mi z nią bardzo dobrze. Wręcz po wielu latach może takiego trochę, nawet nie chcę powiedzieć niedoceniania, zawsze miałam poczucie ogromnego wyróżnienia, że występowałam w tym serialu, ale wręcz po latach mam jeszcze silniejsze przekonanie, że naprawdę brałam udział w czymś wyjątkowym, że to był naprawdę przełomowy, kultowy serial. Występowałam z absolutnie fenomenalną obsadą i to, co zrobiliśmy, było przełomowe. Samo to, że pojawiły się Misheel [Misheel Jargalsaikhan — przyp. red.] czy Ola [Aleksandra Szwed — przyp.red.], że był poruszony wątek adopcyjny, pojawiała się zwariowana ciotka, sąsiedzi, policjant, dziadek, później mój mąż, kolejne dziecko. Myślę, że to było wręcz wywrotowe na tamte czasy. Jeżeli mam mieć jakąś naklejkę, to lepiej trafić nie mogłam. Gdy miałam już na swoim koncie naprawdę wiele ról w różnych serialach, filmach, to ta łatka bardzo mnie frustrowała, bo kolejne role były bez echa . Wręcz mówiłam: "Proszę sobie spojrzeć w Wikipedii, w czym ja wystąpiłam" — miałam poczucie frustracji, że wszyscy myślą, że ja zagrałam w tym jednym serialu i koniec, a lista jest dosyć długa i imponująca. Teraz mam poczucie wdzięczności. Ostatnio w filmie usłyszałam: "Czy wiesz, czym zajmowała się twoja prababcia? Kim była?". Pomyślałam sobie, że moi prawnukowie będą pamiętać, że grałam w serialu. Chociaż tyle dobrego. To naprawdę zimny prysznic dla ego — żeby jednak bardziej skupiać się na relacjach, na bliskości, na tym, na co naprawdę mamy wpływ, a nie myśleć o dalekiej przyszłości. Waszych prawnuków guzik obchodzić będzie to, kim byliście. Utrzymujesz jakiekolwiek relacje z aktorami z planu? Jesteśmy na łączach. Najbliżej jestem z Misheel i z Olą. Z Sergiuszem [Żymełką — przyp. red.] też widziałam się w tym roku — poszliśmy razem na obiad. Uważam, że ciepło o sobie myślimy. Spotkałam się też z Wiktorią Gąsiewską , która robi teraz oszałamiającą karierę. Miło było zobaczyć ją w momencie jej rozkwitu. W serialu miała może 8-9 lat. No i Maryla Rodowicz . I Hania Śleszyńska i Tomasz Dedek . Było tam całe mnóstwo nazwisk. Z nieco starszymi aktorami nie mam kontaktu. Jedynie z Jarkiem Boberkiem się widuję, bo mieszkamy obok siebie. Całą rozmowę obejrzysz poniżej: Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. W serwisie Plejada.pl każdego dnia piszemy o najważniejszych wydarzeniach show-biznesowych. Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google. Odwiedź nas także na Facebooku , Instagramie , YouTubie oraz TikToku . Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: [email protected] .

SOURCE : plejada
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS