entertainment
Mikoaj Sikaa w kazdym takcie czai sie puapka WYWIAD
Nigdy nie graem niczego co stanowioby porownywalne wyzwanie jesli chodzi o poziom trudnosci mowi pianista Mikoaj Sikaa ktory 8 listopada w Filharmonii Gdanskiej zagra II Koncert fortepianowy Prokofiewa. Wydarzenie odbedzie sie w ramach 19. Gdanskiej Jesieni Pianistycznej ktora jak podkresla cechuje "fantastyczny i bardzo zroznicowany repertuar i szerokie spektrum zaproszonych osobowosci". Kazdy meloman znajdzie tu dla siebie cos interesujacego zapewnia.
Paweł Piotrowicz: Pochodzisz z bardzo muzykalnej rodziny – twój ojciec, Maciej Sikała, to znany saksofonista, mama, Marzena Sikała, jest skrzypaczką i pedagogiem. Muzyka była w twoim przypadku nieunikniona? Mikołaj Sikała: Trudno było mi się z nią nie zetknąć. Do tego mój dziadek był pianistą, młodsza siostra jest wiolonczelistką, a kuzynka – dyrygentką chóru. Jako że pianino akurat było w domu, to do niego mnie przyporządkowano. I była to świetna decyzja, bo w zasadzie im dłużej gram, tym bardziej utwierdzam się w tym, że tak miało być. Tyle że nauka gry na fortepianie kojarzy się z pewnym kieratem, codziennym, żmudnym wielogodzinnym ćwiczeniem. Czy miałeś też czas na takie zwykłe, radosne, pozamuzyczne dzieciństwo? Jak najbardziej. Na szczęście, bo bywają przypadki, gdzie rzeczywiście dzieci są jednoznacznie uwiązane do instrumentu, co jest trochę przerażające. U mnie odbyło się to w bardzo zdrowych warunkach. Oczywiście ćwiczyłem regularnie przez wiele lat, do dziś to robię, ale liczbę ćwiczeń zawsze dostosowywałem to wydarzeń bieżących, np. konkretnego koncertu czy konkursu. W dorosłym życiu, kiedy zobowiązań muzycznych potrafi być naprawdę wiele, często wiąże się to rzeczywiście z długimi godzinami przy fortepianie. Podczas rozpoczętej właśnie Gdańskiej Jesieni Pianistycznej wystąpisz 8 listopada w Filharmonii Gdańskiej — w pierwszej części koncertu zabrzmi "Pavane" op. 50 Gabriela Fauré oraz Symfonia nr 39 Es-dur KV 543 Wolfganga Amadeusza Mozarta, natomiast w drugiej części zagrasz I Koncert fortepianowy g-moll op. 16 Siergieja Prokofiewa, wspólnie z Orkiestrą PFB, którą dyrygować będzie George Tchitchinadze. Ważny dla ciebie koncert? Długo mógłbym opowiadać. O zagraniu II koncertu Prokofiewa w zasadzie marzę od momentu, kiedy zacząłem studia w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Wykonywałem go już co prawda podczas studiów, ale tylko z towarzyszeniem drugiego fortepianu, który grał partię orkiestry, zastępował ją. Z orkiestrą w tym przypadku jest kolosalna różnica, ponieważ barwy, jakich nabiera ona w tym utworze, rozmach i potęga tego brzmienia, to coś absolutnie unikalnego. Ta kompozycja Prokofiewa często nazywana jest jednym z najtrudniejszych koncertów fortepianowych w historii. Nigdy nie grałem niczego, co stanowiłoby porównywalne wyzwanie jeśli chodzi o poziom trudności – pod względem opanowania tekstu nutowego oraz zagadnień technicznych, ale także ze względu na kondycję, którą trzeba sobie wypracować, ponieważ przez cały utwór gra się tu bardzo fizycznie. Wymaga to od wykonawcy dużej wytrzymałości, a także skupienia, bo w zasadzie w każdym takcie czai się tam jakaś pułapka, w którą można niechcący wpaść. To z tego powodu jest ci tak bliski? Na pewno nie z tego powodu, chociaż rzeczywiście jest coś bardzo pociągającego w pokonywaniu własnych limitów i odkrywaniu tego, co tak naprawdę jest się w stanie zrobić z instrumentem. Ale przede wszystkim jest to według mnie najlepszy i najpiękniejszy koncert fortepianowy, jaki istnieje. Szalenie emocjonalny, o ekstremalnej wyrazowości i tak szerokim spektrum emocji, że rzadko kiedy można w ogóle coś takiego w muzyce fortepianowej spotkać. Jest tu i przerażenie, i wściekłość, a wszystko skłębione jest we wręcz apokaliptycznej aurze. Jest też piękno, czułość i wzruszenie. Kosmiczna muzyka. Jaką rolę takie festiwale jak Gdańska Jesień Pianistyczna odgrywają w popularyzacji muzyki klasycznej? Na pewno niemałą. Na tym festiwalu jest fantastyczny i bardzo zróżnicowany repertuar i szerokie spektrum zaproszonych osobowości artystycznych, więc myślę, że każdy meloman znajdzie tu dla siebie coś interesującego. Mamy tu też rozróżnienie między koncertami symfonicznymi, na fortepian z orkiestrą, oraz solowymi, do tego dochodzi jeden duetowy. To jest naprawdę bardzo atrakcyjna propozycja i sam planuję wybrać się na najwięcej koncertów, korzystając z tego, że mieszkam w Gdańsku. Czy osobowość np. pianisty jest kluczowa do tego, by interesująco wykonał koncert fortepianowy? Bo można by pomyśleć, że najlepiej zagrać najbliżej tego, jak się uważa, że kompozytor sobie to zamierzył, i tyle. Nawet jeśli się myśli, że kompozytor sobie tak zamierzył, to i tak będzie to subiektywne. Koniec końców wydaje mi się, że wszystko, co muzycy robią przy instrumencie, przefiltrowane jest przez ich osobowość i doświadczenia, w tym edukację. Moim zdaniem na to, jakiego kształtu nabiera ostatecznie interpretacja utworu – a przecież potrafi się ona zmieniać na przestrzeni miesięcy czy lat – składa się wiele czynników. Uważam, że osobowość jak najbardziej jest w muzyce ważna. Bo gdyby nie to, w zasadzie wszyscy by grali podobnie. I chociażby temu właśnie służą konkursy pianistyczne. Często słyszymy kilku uczestników grających po kolei ten sam utwór i okazuje się, że potrafi on nabierać zupełnie innych barw i znaczeń. Pole do eksploracji w muzyce wielkich kompozytorów jest ogromne. Z drugiej strony uważam, że istnieje coś takiego jak przesyt osobowości: w momencie, kiedy ktoś za bardzo chce pokazać siebie i swoje tzw. widzimisię. Czy pytając polskiego pianistę o ulubionego kompozytora, mogę popełnić w niektórych oczach pewien nietakt? Bo wąsko myśląc, trudno spodziewać się innej odpowiedzi niż Fryderyk Chopin, ewentualnie Karol Szymanowski. W zasadzie im dłużej zajmuję się graniem, tym mniejszą mam potrzebę wartościowania kompozytorów czy układania rankingów. Oczywiście mam swój muzyczny top – Claude Debussy, Maurice Ravel i właśnie Prokofiew – natomiast Chopin i Szymanowski to są po prostu dwa przepiękne i przebogate światy, które cały czas zachęcają do tego, żeby je eksplorować. Chopin oczywiście pod wieloma względami jest wyjątkowy, chociażby dlatego, że chyba nie ma kompozytora tworzącego po Chopinie, który by mu czegoś nie zawdzięczał. A co jest wyjątkowego w Szymanowskim? Przede wszystkim on również ma różne oblicza, różne okresy twórczości, a w jego muzyce koegzystuje ze sobą wiele wpływów. Dla mnie jako wykonawcy fascynujące w graniu Szymanowskiego jest znalezienie balansu pomiędzy często bardzo silną ekspresją a impresjonistyczną kolorystyką; pomiędzy intensywnością uczuć a subtelnością barw, które można wydobyć z fortepianu. Czy jesteśmy muzykalnym narodem? Moja odpowiedź może być bardzo nieobiektywna, ponieważ w zasadzie całe życie jestem otoczony muzyką i osobami, które się nią zajmują, ale wydaje mi się, że tak. Chociażby przez to, że w naszej kulturze głęboko zakorzeniony jest właśnie Chopin. Stanowi poniekąd artystyczną wizytówkę naszego narodu. Łączysz działalność koncertującego pianisty z aktywnością pedagogiczną, pracą ze studentami Akademii Muzycznej. By jednak do niej trafić, trzeba nasiąkać muzyką od najwcześniejszych lat. Nie masz wrażenia, że w Polsce jest to zaniedbywane i dzieci mają zbyt mały kontakt z muzyką, nie mówiąc już o nauce gry na jakimś instrumencie? Znowu jestem nieobiektywny, ponieważ przez cały system edukacji szkolnej uczęszczałem do dwóch szkół jednocześnie: podstawowej, gimnazjum i liceum ogólnokształcącym w pierwszej części dnia, a popołudniami czy wieczorami do muzycznej. Nie wiem do końca, jak wygląda to dzisiaj, ale rzeczywiście czasami dochodzą mnie słuchy, że muzyka jest w tym systemie szkolnictwa ogólnokształcącego zmarginalizowana. Szkoda, bo kontakt z nią w świadomy sposób, fajnie pogłębiony przez wnikliwych nauczycieli, jest czymś bardzo rozwijającym, zwłaszcza we wczesnym etapie życia. Jako pianista wykonujesz nie tylko utwory muzyki klasycznej. Pociągają cię różne style? Jak najbardziej. Od jakiegoś czasu zajmuję się kompozycją. Ostatnio napisałem utwór "Party na cztery ręce", do wykonania którego zaprosiłem przyjaciół pianistów. Zapisałem go w klasycznej formie, ale sama muzyka jest bardzo wyraźnie zainspirowana jazzem, rytmami latynoskimi, muzyką irlandzką, klubową, wręcz dyskotekową. Kilku moich kompozycji można posłuchać w streamingu, choćby na moim kanale na platformie YouTube. Są tam też utwory z płyty z muzyką francuską, którą nagrałem w zeszłym roku z fantastyczną skrzypaczką Anią Wandtke. Posłuchałem na tym kanale twoich interpretacji tematów ze "Spirited Away: W krainie bogów" i "Księżniczki Mononoke" Japończyka Joea Hisaishiego, znanego m.in. z filmów "cesarza anime" Hayao Miyazakiego. Czym cię zafascynował? W czasie pandemii zakochałem się w filmach Studia Ghibli, z których akurat wtedy wiele pojawiło się na Netflixie, przez co nadrobiłem zaległości z twórczości Miyazakiego. Można w zasadzie sięgnąć po jakikolwiek film tego reżysera, by obejrzeć dzieło tak kolorowe, tak bogate, mądre i oparte na poczuciu humanizmu i empatii, że trudno jest przejść obok niego obojętnie. I każdy z nich ilustrowany jest przepiękną muzyką Hisaishiego. Myślę, że to, co mnie w niej tak pociąga, to właśnie konotacje impresjonistyczne, czyli skojarzenia z Ravelem i Debussym. Ta stylistyka jest mi od wielu lat szalenie bliska. Czasem odnajduję w niej także coś z Prokofiewa czy nawet Griega. Te wpływy można znaleźć u wielu kompozytorów w zakresie kolorystyki, brzmienia, ale też harmonii. Muzyka Hisaishiego pięknie działa też na fortepianie. Udało mi się zdobyć nuty i to jest po prostu ogromna radość móc się z tą muzyką zetknąć jako wykonawca. O Hisaishim mówi się czasem, że jest "Johnem Williamsem Japonii" lub "Williamsem Wschodu", więc nie mogę nie zapytać, co sądzisz o tym kompozytorze – zwłaszcza że na Disney+ pojawił się właśnie film dokumentalny "Muzyka filmowa: John Williams" [tytuł oryg. "Music by John Williams" – red.]. Trudno być kinomanem i nie być zakochanym w Johnie Williamsie. Zgadzam się z tym dalekowschodnimi skojarzeniami. Zwłaszcza że w muzyce Williamsa także widzę ewidentne powiązania z Ravelem i z Prokofiewem, zwłaszcza jeśli chodzi o instrumentację i pomysły harmoniczne. W zasadzie każdy jego soundtrack to fantastyczne dzieło. Masz ulubiony? Okres mojego dzieciństwa przypadł na ogólnoświatową fascynację "Harrym Potterem", która w sumie trwa do dziś, i to, co się dzieje w partyturach do pierwszych trzech części, przy których pracował, to jest po prostu szał. Muzyka tak wypełniona rozmaitymi pomysłami motywicznymi, harmonicznymi i kolorystycznymi, że mnie to cały czas zadziwia, jak bogaty jest ten jego świat i jak dobrze te kompozycje działają zarówno w filmie, jak i w samodzielnym odsłuchu. Często się mówi, że najlepsza muzyka filmowa to taka, której nie dostrzegamy w kinie. Nie do końca się z tym zgadzam, chociaż bywa to prawdą. Dla mnie jednak najcenniejsze skarby muzyki filmowej działają zarówno w kontekście filmu, jak i poza nim. I tutaj długo można by wymieniać zdobycze tego kompozytora. Ostatnio na przykład miałem okazję po raz pierwszy obejrzeć "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" Spielberga i to, co się dzieje w ostatnich 15 minutach filmu, to jest kompletny szok. Muzyka tak naprawdę przejmuje pierwszoplanową rolę. Jeżeli Williams to nie najwybitniejszy kompozytor muzyki filmowej w historii, to jest na pewno w ścisłej czołówce. Co przed tobą, oprócz występu na Gdańskiej Jesieni Pianistycznej? W niedalekiej, mam nadzieję, przyszłości – poza kolejnymi wyzwaniami związanymi z występami oraz pracą na uczelni – czekają mnie premiery moich dwóch najnowszych kompozycji: jednej na chór, drugiej na fortepian z orkiestrą smyczkową. Niedługo ukaże się płyta, która była fundamentem mojego przewodu doktorskiego. Nagrałem ją z moim przyjacielem, wspaniałym pianistą Adamem Piórkowskim. Nagraliśmy transkrypcje "Święta Wiosny" Igora Strawińskiego na cztery ręce oraz fantazje na temat "Porgy and Bess" George’a Gershwina. Czyli dochodzi dwóch kolejnych kompozytorów, których absolutnie ubóstwiam. A co do koncertu podczas Gdańskiej Jesieni Pianistycznej, bardzo cieszę się na współpracę z dyrygentem. George Tchitchinadze to fantastyczny muzyk i artysta, którego miałem okazję wielokrotnie podziwiać z perspektywy widowni. Podobnie Orkiestrę Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, zawsze grającą na wspaniałym poziomie. Do tego będę w zasadzie pierwszą osobą, która zagra koncert w nowo zakupionym przez Filharmonię Steinwayu. To są dodatkowe aspekty, które sprawiają, że nie mogę się doczekać tego wydarzenia.
PREV NEWSWystrojona w mini wnuczka Donalda Trumpa zareagowaa na wyniki wyborow. Alez sowa
NEXT NEWSObsugiwa w drogerii Andziaks i Olfaktorie. Jedna z nich to "idealna klientka" a druga "Kazde wypowiedziane przez nia sowo w twoja strone byo po prostu lodowate"
W "Imago" podzielia sie bolesna historia mamy. "Umys umeczony poczuciem winy" RECENZJA
"Imago" drugi peny metraz Olgi Chajdas autorki "Niny" jest bezkompromisowa historia kobiety pragnacej wolnosci pod koniec lat 80. w Trojmiescie. Od 8 listopada w kinach.
Przejmujace wyznanie ksiecia Williama o chorobie ksieznej Kate "To byo po prostu brutalne"
Nie jest tajemnica ze ostatnie miesiace byy dla brytyjskich royalsow wyjatkowo trudne. Zarowno krol Karol III jak i ksiezna Kate podjeli nierowna walke z choroba. Mocno wspiera ich ksiaze William ktory teraz zdoby sie na emocjonalne wyznanie.
Rafa Brzoska wciaz walczy z Meta. Biznesmen domaga sie odszkodowania
Rafa Brzoska jest na "drodze wojennej" z Meta. Biznesmen domaga sie odszkodowania za publikacje faszywych reklam z jego wizerunkiem. Sprawa jest dosyc zawia.
By Dawid RodakJacek Koman zdradza kulisy pracy z gwiazdami Hollywood. "Czasem wolabym pewnych rzeczy nie wiedziec"
Byem chetny i otwarty na to by wrocic do grania po polsku. ... Zadzwoniem do kilku agentow ale nikt nie by zainteresowany wspopraca ze mna. Moja rola w "Moulin Rouge" na nikim nie robia tu wrazenia nie otwieraa mi zadnych drzwi. Dopiero po szesciu czy siedmiu latach od premiery tego filmu zagraem w pierwszej polskiej produkcji mowi Plejadzie Jacek Koman. Aktor wspomina swoje poczatki w Australii i opowiada o kulisach pracy z najwiekszymi filmowymi gwiazdami.
Janowski kleka przed Foremniak. Takiego wyznania nikt sie nie spodziewa
Robert Janowski i Magorzata Foremniak grali przed laty pare w "Na dobre i na ze". Widzowie jednak nie kibicowali ich zwiazkowi bo liczyli na to ze serialowa Zosia poslubi Kube Burskiego w ktorego wciela sie Artur Zmijewski. Po 25 latach aktorzy mieli okazje do spotkania a Janowski klekna przez ekranowa partnerka.
Zapakana Julia Zugaj zwrocia sie do fanow. Tuz przed pofinaem "Tanca z gwiazdami" przekazaa wiesci
Juz w najblizsza niedziele odbedzie sie pofina "Tanca z gwiazdami". Cztery pary ktore wciaz walcza o "Krysztaowa kule" spedzaja godziny na sali treningowej by jak najlepiej przygotowac sie do wystepow. Nie wszystkim idzie jednak tak dobrze jak mogoby sie wydawac. Wasnie do swoich fanow odezwaa sie Julia Zugaj ktora ze zami w oczach przekazaa ze wiesci.