Home/entertainment/Magorzata Ohme w schemat mojego zycia byo wpisane rozstanie a nie zwiazek az po grob

entertainment

Magorzata Ohme w schemat mojego zycia byo wpisane rozstanie a nie zwiazek az po grob

Zadne rozstanie nie zachwiao we mnie wiary w miosc. Zwaszcza ze nigdy nie zakadaam ze wejde w relacje ktora bedzie trwaa do konca zycia. To byoby bardzo obarczajace. Jednak po tym jak zakonczy sie moj ostatni zwiazek mam coraz wiecej watpliwosci. Nie wiem czy spotkam bratnia dusza czy jeszcze w kims sie zakocham mowi Plejadzie Magorzata Ohme. Psycholozka opowiada o tym jak w ostatnich latach zmienio sie jej zycie.

October 23, 2024 | entertainment

Małgorzata Ohme w rozmowie z Plejadą: Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Michał Misiorek, Plejada.pl: "Długo śniłam na jawie. Szłam przez 40 lat życia z zamkniętymi oczami. (...) Byłam tchórzem. Konformistką. Lawirantką. Jak kameleon zmieniałam powłoki, dostosowując się do otoczenia. Kawałek po kawałku zostawiałam w tej drodze siebie" – piszesz w swojej książce "Przebudzone. Droga do świadomego życia". Dziś z pełnym przekonaniem możesz już mówić o tym w czasie przeszłym? Małgorzata Ohme: W dużej mierze tak, chociaż zdarzają się momenty, w których wracam jeszcze na stare tory i zostawiam siebie. Zawsze zastanawiam się wtedy, dlaczego znowu to sobie robię. Gabor Maté powiedział, że autentyczny nie jest ten, kto pyta, jak nim być, ale ten, kto zauważa, że nim nie jest. To proces. I ja cały czas w nim jestem. Jakiś czas temu spotkałam osobę, która zwolniła mnie z pracy. Życzliwie się do niej uśmiechnęłam i zapytałam, co u niej słychać. A tak naprawdę nie miałam na to ochoty. W ogóle nie interesuje mnie jej życie. Nasze ostatnie spotkanie sprawiło mi dużo bólu i tak naprawdę nie chciałam poświęcać jej nawet milimetra mojej uwagi. Zrobiłam więc coś wbrew sobie, coś zupełnie nieautentycznego. A wszystko po to, by pokazać, że jestem w dobrej formie. Zupełnie niepotrzebnie. W takich momentach odzywa się we mnie "stara Gosia". Dziś to jedynie relikt przeszłości, który czasem do mnie wraca. Bywa, że jestem zmęczona, a udaję, że jest inaczej. Albo, że jestem wkurzona, ale to ukrywam. Choć i tak wydaje mi się, że, w porównaniu z innymi osobami funkcjonującymi w mediach, i tak pokazuję siebie w bardzo autentyczny sposób. Zresztą często słyszę to od dziewczyn, które oglądają moje poranne Kafki’15 na YouTubie. W jakim momencie życia jesteś obecnie? Ten moment, w którym jestem obecnie, określiłabym dobrostanem. Przez ostatnie półtora roku przeszłam intensywną drogę rozwoju, dojrzałam i po raz kolejny się przebudziłam. Dużo się nauczyłam, wiele zrozumiałam i czuję, że to zaczyna pracować. Żyję bardziej świadomie niż kiedykolwiek wcześniej. Bo – wbrew pozorom – ja bardzo powoli dojrzewałam. To paradoks, bo zapewne tym, którzy poznali mnie jako nastolatkę, wydawało się, że jestem najdojrzalszą dziewczyną na świecie. Tak wcale nie było. Ale dzieci, którym w jakimś sensie odbiera się możliwość bycia dzieckiem i które się parentyfikuje, tak właśnie mają. Ja, odkąd pamiętam, odgrywałam rolę dorosłego. W związku z tym dojrzewać zaczęłam późno. Długo byłam niedojrzała, również jeśli chodzi o relacje romantyczne. Tak naprawdę nie wiem, czy wciąż jestem wystarczająco dojrzała To efekt terapii, które przeszłaś, wkroczenia na ścieżkę rozwoju duchowego czy czegoś jeszcze innego? Pewnie wszystkiego naraz. Głęboko wierzę w sojusz psychologii z duchowością, o czym sporo piszę w mojej książce "Przebudzone". Ja miałam już zbudowane fundamenty. Dużo o sobie wiedziałam – o tym, jak wpłynęło na mnie dzieciństwo i jakie mam deficyty. Sporo rzeczy miałam rozpoznanych. A duchowość pozwoliła mi nadać temu wszystkiemu sens. Mogłam z niej mądrze skorzystać. I nadal to robię. Zrozumiałam, że nie tylko praca nad umysłem daje spokój, dobrostan i poczucie bezpieczeństwa. Że jest jeszcze dusza. Że muszę nauczyć się większej uważności, by doświadczać życia tu i teraz. Że rzeczywistość się nie zmieni, ale ja mogę zmienić sposób patrzenia na nią. I przede wszystkim – że nie na wszystko mam w życiu wpływ i są rzeczy, które należy odpuścić. Że warto zaufać temu czemuś, co jest większe od nas — czego jesteśmy częścią, ale tylko jak drobina, kropla deszczu, pyłek. Czujesz się buddystką? Bo tak by wynikało z tego, co mówisz. Jestem na początku swojej drogi rozwoju duchowego. Blisko mi do tego, czego naucza buddyzm. Wierzę w to, że świat jest jednością, a my jesteśmy ze sobą połączeni znacznie bardziej niż to, co odczuwamy na co dzień. Droga do tego miejsca, w którym jesteś, była długa i kręta? Wielokrotnie upadałaś? Z wieloma kryzysami się mierzyłaś? Non stop. Rozwój psychiczny nie jest rozwojem prostoliniowym. To kręta, rwąca rzeka. Życie pełne jest kryzysów. Ale prawda jest taka, że to właśnie one dają nam szansę na rozwój i przebudzenie . I w moim przypadku tak właśnie było. Najwięcej zawdzięczam właśnie im Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że są ludzie, na których kryzysy źle działają. Mają pretensje do świata, wycofują się i utykają na tym etapie. Ja inaczej do tego podchodzę. Wiem, że każdy kryzys to lekcja, po przerobieniu której mogę wzrosnąć. Małgorzata Ohme wspomina dzieciństwo: byłam zrozpaczona i błagałam mamę, by nie piła Zawsze miałaś takie podejście do kryzysów? Żaden cię totalnie nie załamał? Żaden. Mam w sobie jakąś niesamowitą wolę życia. Za każdym razem odradzam się jak feniks z popiołów. Nigdy się nie poddaję. Zawsze szukam rozwiązań. Ale jeśli zapytałbyś mnie, jak mi się to udaje, nie umiałabym ci odpowiedzieć. W moim przypadku to splot różnych okoliczności. Tego, że z natury jestem – mimo wszystko – optymistką. Że mam w sobie na tyle siły i odwagi, by konfrontować się z przeciwnościami losu. Że choć jestem emocjonalna, to w trudnych sytuacjach wyłączam emocje i do wszystkiego podchodzę zadaniowo. I tak było u mnie od dziecka – od pierwszego kryzysu, z którym przyszło mi się zmierzyć. A było nim nadużywanie alkoholu przez mamę. Pamiętam, że szukałam wtedy rodzin, do których się przyklejałam i z którymi spędzałam czas. Uzupełniałam w ten sposób swoje deficyty. W rodzinnym domu brakowało ci miłości, uwagi i bezpieczeństwa? Najbardziej bezpieczeństwa. Gdy miałam 11 lat, odszedł od nas mój tata. Wiedziałam, że to ja muszę zapewnić bezpieczeństwo i sobie, i mojej mamie. Że to ja muszę zamykać wieczorem drzwi, bo mama o tym zapomina. Że to ja muszę wyprowadzać psa. Tak, jak wspominałam, szybko weszłam w buty dorosłego. I z jednej strony mocno mnie to obciążyło, a z drugiej – stało się moim zasobem. Wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na płacz i dzięki temu nauczyłam się zadaniowego podejścia do kryzysów. Mimo że na co dzień jestem emocjonalna i wrażliwa, gdy dzieje się coś trudnego w życiu moim lub moich bliskich, zamieniam się w kompletnie inną osobę. W moim umyśle otwiera się jakaś nowa przestrzeń, tworzę plan i przystępuję do jego realizacji. Próbowałaś stworzyć plan na to, jak pomóc mamie wygrać walkę z nałogiem? Nie. I do dziś zadaję sobie pytanie dlaczego. Był czas, kiedy miałam pretensje do mojego taty, że nic z tym nie zrobił. Wcześniej przez wiele lat go chroniłam. Chciałam widzieć go jako tego dobrego rodzica. Ale terapeuta uświadomił mi, że to nie było w porządku, że tata zostawił mnie z pijącą mamą i zrzucił na mnie ciężar zajmowania się rodziną. Miałam wtedy zaledwie 11 lat. I nie chodzi mi o to, że za wszelką cenę miał być z mamą, ale powinien jednak jakoś o nas zadbać. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zrobić coś takiego moim dzieciom. Nie mam pojęcia, czemu on nie spróbował zawalczyć o naszą rodzinę. Do dziś próbuję to zrozumieć. Tak samo jak to, czemu ja nie zrobiłam czegoś, by pomóc mamie wyjść z nałogu. Ale wydaje mi się, że byłam w to tak bardzo uwikłana i współuzależniona, że nie potrafiłam wyjść poza własne emocje. Przez wiele lat żyłam z mamą pod jednym dachem i ciągle ją ratowałam – emocjonalnie i finansowo. Byłam zrozpaczona i błagałam ją, by nie piła. A gdy piła, karałam ją za to. Słowami, obrażaniem się, wychodzeniem z domu. Myślałam o tym, żeby zaproponować mamie, żeby się zaszyła, ale zakładałam, że ona z tej pomocy i tak nie skorzysta. Nie wierzyłam, że podejmie jakąkolwiek walkę. Zwłaszcza że ona nigdy nie przyznała się do tego, że ma problem z alkoholem. Do samego końca żyła w zaprzeczeniu. A ja tak bardzo chciałam usłyszeć, żeby choć raz powiedziała: "Tak, wypiłam". Chociaż raz! To się jednak nigdy nie zdarzyło. Powtarzała, że nie pije i że to ja jestem nienormalna. Opowiadam ci teraz o tych trudnych rzeczach, ale chcę podkreślić, że moja mama była równocześnie cudnym, optymistycznym, kochającym mnie człowiekiem. Po prostu mierzyła się z chorobą alkoholową i żyła w jakiejś iluzji. Miałaś kiedyś okazję porozmawiać o tym ze swoimi rodzicami? Udało wam się odbyć taką szczerą rozmowę? Nie. Mój tata pod koniec życia nie był do końca szczęśliwy i wszedł w rolę ofiary. Ja weszłam z kolei w rolę jego opiekunki. Nie chciałam dokładać mu trosk. Zależało mi na tym, by go chronić. Wiedziałam, że taka rozmowa nic nie zmieni. Z kolei mamie wiele rzeczy powiedziałam w złości. Że nie chce być jej partnerem, że nie jestem odpowiedzialna za jej dorosłe życie, że przez nią nie wychodzą mi związki. Wykrzyczałam jej to, równocześnie płacząc. Gdy dziś sobie o tym pomyśle, boli mnie to. Ale muszę to sobie wybaczyć. Byłam tak uwikłana w jej uzależnienie, że nie umiałam inaczej. Nigdy nie doszło między nami do szczerej rozmowy. Nie miałam w ogóle narzędzi, żeby do niej doprowadzić. Mocno przeżyłaś odejście rodziców? Najmocniej przeżyłam odejście mamy. W ogóle się tego nie spodziewałam. Zanim odeszła, wielokrotnie w mojej głowie pojawiały się myśli, że bez niej będzie mi łatwiej. Wstydziłam się ich, ale nie umiałam od nich uciec. Zajmowałam się mamą do samego końca, byłam przy niej cały czas. Gdy zmarła, poczułam rozpacz, ale też ulgę. Zrozumiałam, że będę mogła zacząć żyć tak, jak chcę. Mam wrażenie, że dopiero wtedy zaczęło się moje dorosłe życie – dopiero wtedy przebudziłam się do dorosłości. Mama była chora i niedomagała, ale wiedziałam, że zawsze stanie po mojej stronie i mnie przytuli, że zawsze będę mogła do niej wrócić. A gdy zostałam bez rodziców, poczułam, że ta dorosłość przenika mnie do szpiku kości. Wiele nocy wtedy przepłakałaś? Płakałam intensywnie do pogrzebu, potem przestałam. Natomiast teraz, za każdym razem, gdy myślę o mamie, do moich oczu napływają łzy. Ona była dla mnie ważna, byłam z nią totalnie związana. Nasza relacja była trudna, ale silna. Bardzo mi jej brakuje. Po jej odejściu przeszłam proces pojednania z nią. Dziś nie jestem na nią zła. Kocham ją i myślę o niej jako o kimś, kto był po prostu chory. Smutno mi, że za życia nie potrafiłam patrzeć na nią w taki sposób. Małgorzata Ohme o rozwodzie: w schemat mojego życia było wpisane rozstanie, a nie związek aż po grób Masz poczucie, że to, z jakiej rodziny pochodzisz, ma duży wpływ na twoje relacje z mężczyznami? Oczywiście. Im jestem starsza, tym bardziej to zauważam. Ale widzę też, że czuwał nade mną jakiś dobry anioł. Biorąc pod uwagę, jak bardzo byłam niedojrzała i jakie błędy popełniałam, to wręcz nieprawdopodobne, że trafiłam na takiego, a nie innego człowieka, który został ojcem moich dzieci. Lepszego naprawdę nie mogłam sobie wymarzyć. Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat, wyszłam z domu, w którym wzorcem było porzucenie i w którym nie miałam poczucia bezpieczeństwa. Mama powtarzała mi, że wszyscy faceci są beznadziejni i że miłość jest słabością i żenadą . Jak mogłam stworzyć dobry związek z jakimkolwiek mężczyzną? A jednak spotkałam takiego, który stał się moim przyjacielem na życie. Ani ja nie umiałam stworzyć z nim relacji, ani on ze mną. Oczywiście, odchodząc od niego, pretensje miałam wyłącznie do niego. Ale po latach zdałam sobie sprawę z tego, że to było najlepsze, co mogło mnie spotkać w tamtym czasie. Ale biorąc ślub, pewnie zakładałaś, że będziecie razem do grobowej deski. W ogóle nie. Po pierwsze, nie zastanawiałam się nad tym. Miałam 22 lata i byłam zakochana. Po drogie, w schemat mojego życia było wpisane rozstanie, a nie związek aż po grób. Raczej byłam przekonana, że się rozwiodę. Miałam dość dużą łatwość w odchodzeniu. I łatwo było ci podjąć decyzję o rozwodzie? Nie. Było to dla mnie trudne, ale jednocześnie zrobiłam to w momencie, w którym większość osób nie podjęłoby takiej decyzji. Zarabiałam mało, miałam dwójkę małych dzieci i wyprowadzałam się z wielkiego domu. Nie posiadałam prawie nic, poza wieloma znakami zapytania w głowie. Ale wiedziałem, że nie chcę już żyć tak, jak dotąd. Miałam w sobie sporo odwagi. Wydaje mi się, że brała się ona z tego, że uważałam rozstania za coś normalnego. Nie było to dla mnie łatwe, ale wiedziałam, że to nie koniec świata. Równocześnie zależało mi na tym, by nie zranić Rafała. Ale to jest niemożliwe, bo rozwód zawsze łączy się z bólem. Zwątpiłaś wtedy w siłę miłości? Pomyślałaś choć przez moment, że już nigdy się nie zakochasz? Wiedziałam, że przede mną jeszcze całe życie. Wierzyłam, że jeszcze się zakocham. I żadne rozstanie tej wiary we mnie nie zachwiało. Zwłaszcza że nigdy nie zakładałam, że wejdę w relację, która będzie trwała do końca życia. To byłoby bardzo obarczające. Jednak po tym, jak zakończył się mój ostatni związek, mam coraz więcej wątpliwości. Nie wiem, czy spotkam bratnią duszą, czy jeszcze w kimś się zakocham. Z czego to wynika? Na pewno związek ze mną wiąże się z dwoma wyzwaniami. Po pierwsze, jestem bardzo wolna w środku. Wolność jest dla mnie wartością nadrzędną, ważniejszą od miłości. Mnie nie można ograniczać, zamykać w złotej klatce, kontrolować. Nie nadaję się do symbiotycznych relacji. Jestem autonomiczną osobą. Pracowałam na to całe życie. Potrzebuję mieć swoich przyjaciół, swoje pasje i swoją przestrzeń. Nawet nie wiem, czy chciałabym z kimś dzielić mieszkanie. Wydaje mi się, że funkcjonowanie na dwa domy jest dobrym rozwiązaniem. A drugie wyzwanie? Nie chcę, żeby to dziwnie zabrzmiało, ale dużą część swojego życia oddaję światu. To dla wielu osób jest trudne. A ja prowadząc codziennie Kafkę’15, zgromadziłam wokół siebie wielką społeczność kobiet i czuję się za nią odpowiedzialna. Jestem i zawsze byłam dla innych. Kiedyś pewnie bardziej z powodów narcystycznych, dziś – ideologicznych. Jeśli ktoś tego nie zaakceptuje, może czuć się odsunięty, niezauważony i samotny. Ja inaczej nie potrafię. Potrzebuję więc kogoś, kto również ma swój świat, jest autonomiczny, świadomy i kroczy drogą rozwoju. Małgorzata Ohme o swoich związkach: tak wiele razy się rozczarowałam, że towarzyszy mi lęk Twoi dotychczasowi partnerzy byli do siebie podobni? Na różnych etapach tak. Najpierw wiązałam się z osobami narcystycznymi. Poświęcałam się dla nich, byłam w tym związkach dawcą i ratownikiem. Ta rola bardzo mi odpowiadała. Ale to nie było tak, że tak po prostu kochałam ludzi na świeczniku. Chciałam się ogrzać w ich blasku, pragnęłam zostać zauważona i doceniona. Gdy już się tym nasyciłam, weszłam na swoje podium i zrobiłam robotę ze sobą, wszystko się odwróciło. Zaczęłam wiązać się z mężczyznami, którzy byli moim lustrem – którzy przypominali mnie z wcześniejszych lat. A więc to ja stałam w świetle, a oni ogrzewali się w moim blasku. Może zmęczyłam się dawaniem i obsługiwaniem? Może tak bardzo rozsiadłam się w fotelu życia, że chciałam głównie brać? Nie mam pojęcia. Trudno mi powiedzieć, czym spowodowane było to, że wybierałam takie osoby, ale z pewnością był to jakiś powtarzający się wzorzec. Jesteś psycholożką i terapeutką. Nie zastanawiasz się czasem nad tym, czemu jesteś w stanie pomóc innym, a sobie nie możesz? Chcesz powiedzieć, że szewc bez butów chodzi? Być może. W teorii mam narzędzia, które powinny mi pomóc zbudować dobrą relację. Jednak wiedza to jedno, a emocje i rany, które nosisz w sobie to drugie. One są tutaj pośrednikiem. Nie jest tak, że wszyscy psychologowie i terapeuci mają szczęśliwe życie. Po to jesteśmy w terapii i mamy superwizje, żeby swoich problemów nie przerzucać na pacjentów, żeby to wszystko kontrolować. Ale mimo wszystko jesteśmy ludźmi, którzy w prywatnym życiu doświadczają trudności. Czy jestem najlepszą matką świata? Nie. Popełniam błędy, ale staram się już na nich uczyć. Bo przez wiele lat uważałam, że jestem świetna w budowaniu wszelkich relacji. Miałam się za idealną żonę, a tak naprawdę tylko zakładałam maskę idealnej żony. Nie byłam transparentna i autentyczna. Żyłam w kłamstwie i iluzji. Na szczęście, przebudziłam się, zdałam sobie z tego sprawę i zaczęłam nad tym pracować. Chciałabyś się jeszcze zakochać? Tak samo chciałabym, jak się tego boję. Miło byłoby się zakochać i iść z kimś przez życie. Z drugiej strony, tak wiele razy się rozczarowałam, że towarzyszy mi lęk. Ale Prosiaczek mówił do Puchatka: "Bój się i działaj". Robisz coś w tym kierunku, by kogoś poznać? Wróciłaś na portale randkowe? Bo zdaje się, że tam poznałaś swoich dwóch poprzednich partnerów. Nie mam nic przeciwko portalom randkowym, ale już tam nie wrócę. To straszny pożeracz czasu. Przeprowadziłam tam tyle dennych rozmów, tyle bezsensownych small talków , które do niczego mnie nie doprowadziły, że nie mam już na nie ochoty. Wiele razy się rozczarowałam. Jakoś intuicyjnie czuję, że jeśli kogoś poznam, to w realu . Może ktoś taki jest gdzieś obok mnie, tylko muszę go dostrzec? Ale też nie chcę się zarzekać. Bo może się okazać, że spotkamy się za rok i powiem ci, że kolejny raz znalazłam partnera przez internet. Wątpię, że tak się wydarzy, ale tego nie wykluczam. Na ten moment uważam, że to nie jest miejsce dla mnie. Poza tym nie zamierzam wykazywać żadnej inicjatywy. Ostatnie relacje mocno mnie ograniczały. Teraz w końcu mogę robić tylko to, co chcę. Spędzam sporo czasu z przyjaciółkami, niebawem lecimy na Malediwy. Poza tym ruszam w Polskę z książką i będę spotykała się z wieloma kobietami. Dobrze mi w siostrzeństwie. Mam teraz naprawdę dobry czas. Wiem, że masz też bardzo dobre relacje z byłym mężem. Jak udało je się wam osiągnąć? Nie wiem, czy jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Szczerze mówiąc, nie znam drugiej takiej relacji jak nasza. Wiele okoliczności musiało zaistnieć, żebyśmy się tak mocno zaprzyjaźnili. Musiało też upłynąć trochę czasu od naszego rozwodu. Choć prawda jest taka, że między nami nigdy nie było żadnej wojny. Zawsze darzyliśmy się szacunkiem. Wiedzieliśmy, że musimy zrobić wszystko, by ochronić nasze dzieci. To od początku było naszym imperatywem. A potem przeszliśmy ze sobą długą drogę. Dziś mieszkamy blisko siebie, często u siebie bywamy, oboje jesteśmy tak samo zaangażowani w wychowanie naszych dzieci. Poza tym żadne z nas nie założyło nowej rodziny, oboje jesteśmy jedynakami, podobnie patrzymy na wiele spraw, pożegnaliśmy już naszych rodziców. Wspieramy się, pomagamy sobie, zawsze możemy na siebie liczyć. Rafał wielokrotnie ratował mnie z opresji, również związkowych. Jesteśmy dla siebie rodziną. Nie wyobrażam sobie np. wigilii bez niego. Nigdy nie myśleliście o tym, by do siebie wrócić? To niesamowite, ale nigdy. On mówi o mnie, że jestem najlepszą byłą żoną. A ja o nim, że jest najlepszym byłym mężem. I niech tak zostanie. Gdy coś złego dzieje się w twoim życiu, on jest pierwszą osobą, do której dzwonisz? Tak. Małgorzata Ohme o zwolnieniu z TVN-u: w jednej chwili mój świat się zawalił Po tym, jak zwolniono cię z TVN-u, też od razu do niego zadzwoniłaś? Tak. Do niego zdążyłam zadzwonić, do całej reszty bliskich mi osób nie. TVN wypuścił od razu komunikat prasowy i wszyscy inni dowiedzieli się o tym z internetu. Czyli nie na moich zasadach, nie tak, jakbym chciała. Mocno to przeżyłaś? Tak. W jednej chwili mój świat się zawalił. Spadłam z wysokiego konia. Mimo że miałam do czego wracać, nie umiałam się pozbierać. Czułam się skrzywdzona i niesprawiedliwie potraktowana, ale nie chciałam tego po sobie pokazać. Przez trzy dni nie wstawałam z łóżka. Czwartego dnia przyszedł do mnie mój były mąż i powiedział: "Daliśmy ci czas na rozpacz. Kiedyś zrozumiesz, że nie było nad czym płakać, bo to najlepszy prezent od losu, jaki mogłaś dostać.". Po czym dał mi trzy zadania i zapowiedział, że jutro sprawdzi, czy je wykonałam. Jedno z nich polegało na tym, że miałam przygotować plan, co będę robiła każdego dnia. Wiedziałam, że muszę wymyślić coś, co spowoduje, że wygram ten kryzys. Zastanawiałam się, do jakiego lepszego programu mogłabym przejść. Ale przecież nie ma lepszego. Pomyślałam więc, że może powinnam "wrócić do siebie" – do tego, co robię najlepiej. Przypomniałam sobie, że jestem naprawdę dobrą psycholożką. W końcu wpadłam na pomysł Kafki’15. I zaczęły się dziać piękne rzeczy. Ale druga strona medalu jest taka, że bardzo to odchorowałam. To znaczy? Po kilku miesiącach od zwolnienia z TVN-u zachorowałam na jelita tak, że nie mogłam wychodzić z domu. Musiałam cały czas być blisko toalety. Kompletnie mnie to rozwaliło. Lekarze stawiali różne diagnozy, podejrzewano u mnie rozmaite choroby. Myślałam, że umrę. I zobacz, jaka psychologia jest fascynująca. Mój mózg wiedział już wtedy, że wzrastam i idę w dobrym kierunku. Rozwijałam kanał na YouTubie, budowałam społeczność, ludzie dziękowali mi za to, co robię. Ale mój organizm, który chwilę wcześniej się zmobilizował, by przetrwać kryzys, nie wytrzymał. Wszystko puściło i cały stres, który towarzyszył mi w ostatnim czasie, wyszedł jelitami. W jaki sposób dowiedziałaś się, że nie będziesz już prowadziła "Dzień dobry TVN"? Zostałam zaproszona na spotkanie ewaluacyjne, tak jak zresztą wszyscy prowadzący. To nie było dla nas nic nowego. Odbywaliśmy je co jakiś czas. Liczyłam, że będziemy omawiać plany na nowy sezon programu. Zupełnie nie spodziewałam się, że zostanę zwolniona. Dopytywałaś o powody tej decyzji? Tak. Ale nie usłyszałam żadnego argumentu, który by mnie przekonał. Rozumiem, że nie zaproponowano ci prowadzenia żadnego innego programu w zamian? Nie. I to było najgorsze. Bo potem wyszedł komunikat, z którego wynikało, że dwie inne prowadzące zostają w TVN-ie. Czyli zostałam przegrywem razy dwa. Dzisiaj się z tego śmieje, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Oczywiście, każdy dyrektor ma prawo do podejmowania własnych decyzji i w dowolnym momencie może zadecydować o zakończeniu współpracy. Ale to, w jaki sposób się to robi, ma znaczenie. Zwłaszcza że w tym przypadku odbywało się to na oczach całego kraju. Wydaje mi się, że można się było nad nami – tymi, którzy nie dostali propozycji zostania w stacji – pochylić i inaczej to rozegrać. Natomiast dziś jestem wdzięczna za to, że mnie zwolniono. Gdybym dalej prowadziła "Dzień dobry...", nie napisałabym książki i nie zbudowałabym wokół siebie takiej społeczności. Teraz zarabiam więcej niż w TVN-ie i czuję się bezpieczniej. Nikomu nie muszę się z niczego tłumaczyć. To najlepsze, co mogło mi się przydarzyć. Ile prawdy jest w tym, że toczyłaś rozmowy o przejściu do Polsatu? Nie toczyłam takich rozmów. Nie chciałam znowu iść do telewizji. Nadal nie chcę. Ale jednak regularnie pojawiasz się w programie "Halo, tu Polsat". Jedną z najważniejszych osób w moim życiu był i wciąż jest Edward Miszczak. Dużo mu zawdzięczam. Zawsze we mnie wierzył i wspierał mnie w mojej drodze. Jeżeli on tworzy projekt, który jest dla niego istotny i moja obecność w nim jest dla niego ważna, to w ogóle nie dyskutuję, tylko jestem. Jeśli tylko drastycznie nie zaburzy to moich planów, będę wszędzie tam, gdzie będzie mnie potrzebował. W innych przypadkach jesteś zamknięta na powrót do telewizji? Byłabym hipokrytką, gdybym tak powiedziała. W końcu jestem człowiekiem telewizji. Jeśli dostanę propozycję prowadzenia ciekawego programu emitowanego na głównej antenie, który byłby związany z rolą, w której jestem dzisiaj, czyli rolą psycholożki, to ją rozważę. Natomiast nie chciałabym już być wyłącznie hostem . Zwłaszcza że stworzyłam na YouTubie swoje medium, które daje mi mnóstwo radości i satysfakcji. Mogę być tam w stu procentach sobą. Mogę śmiać się, popełniać błędy i mówić to, na co mam ochotę. I spotyka to się ze świetnym odbiorem. Chyba nigdy nie byłam tak często zaczepiana na ulicach i komplementowana. Ludzie podchodzą do mnie, mówią, że są z Kafki’15 i że mnie uwielbiają. Żyję w jakiejś bańce. Dostaję same oznaki sympatii. Gdy otrzymałam nominację w plebiscycie na podcastowy debiut roku, to każdego dnia głosowała na mnie chmara ludzi. Dzięki nim wygrałam tę nagrodę. Może to dziwnie zabrzmi, ale czuję, że mam swoje królestwo. Zaczęliśmy od cytatu z twojej książki "Przebudzone. Droga do świadomego życia", to i cytatem z twojej książki zakończmy naszą rozmowę. Napisałaś: "Wiem, że moje dobre, świadome życie nie jest już zagrożone. Wiesz dlaczego? Bo jest moje. Bo walczę o nie każdego dnia. Bo taką podjęłam decyzję – że będę dobrze żyć. A przede wszystkim dlatego, że się przebudziłam". Wierzysz, że już nic tego nie zmieni? Chwilę wcześniej w tym rozdziale napisałam, że wiem, jak to jest tracić, upadać, czołgać się, łapać równowagę, spadać i znowu wdrapywać się na górę. Choć mam nadzieję, że przede mną jak najmniej kryzysów, to wiem, że one na pewno mi się jeszcze przydarzą. Zbliżam się do drugiej części życia. Będę się starzeć, chorować, mierzyć z odchodzeniem moich bliskich. Straciłam już rodziców, więc wiem, jak to jest. Nie boję się śmierci. Nawet gdybym miała dzisiaj odejść, byłabym na to gotowa. Wiem, że przeżyłam naprawdę wiele i zostałam obficie obdarowana przez los. Wierzę natomiast, że jeszcze sporo przede mną. I że kryzysy, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć, przyniosą owoce, jakich nie wyśniłam w żadnym z moich snów. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. W serwisie Plejada.pl każdego dnia piszemy o najważniejszych wydarzeniach show-biznesowych. Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google. Odwiedź nas także na Facebooku , Instagramie , YouTubie oraz TikToku . Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: [email protected] .

SOURCE : plejada
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS