Blogs
Home/health/Turcja powiedziaa dosc. Zaciety boj o narodowe skarby

health

Turcja powiedziaa dosc. Zaciety boj o narodowe skarby

Tureckie wadze stawiaja sobie za punkt honoru odzyskanie zrabowanych dzie sztuki. W minionych 20 latach do kraju wrocio ponad 12 tys. artefaktow. O sprawie pisze Marcelina Szumer-Brysz w najnowszym numerze "Tygodnika Przeglad".

January 04, 2025 | health

Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Młoda kobieta w chuście swobodnie narzuconej na ciemne włosy niepokojąco świdruje wzrokiem każdego, kto wchodzi do zaciemnionej sali Muzeum Mozaiki Zeugma w Gaziantep na południu Turcji. W jednej z najnowocześniejszych placówek tego typu na świecie całe podłogi i ściany wyłożone są olbrzymimi mozaikami, w większości przypadków idealnie zachowanymi albo umiejętnie odrestaurowanymi. Odkryto je podczas wykopalisk w nieodległej Zeugmie, pamiętającej 300 r. p.n.e. "Musimy to mieć bez względu na cenę". Jak Niemcy rozkradali skarby Miasto leżące na trasie Jedwabnego Szlaku miało wówczas niebagatelne znaczenie, a dziewczyna to chyba najbardziej znana, choć wcale nie najlepiej zachowana (brakuje jej ust) mozaika z Zeugmy, odnaleziona w ramach prac archeologicznych prowadzonych w latach 1988-1999. To ona widnieje na plakatach, magnesach, gadżetach i okładkach albumów, a nawet na biletach do muzeum. Mało kto wie, że miała towarzystwo. Złodzieje mozaik Wychodzę z sali, w której wystawiana jest "Cygańska dziewczyna", i staję przed długą gablotą, w której umieszczono kilkanaście innych fragmentów mozaik: kilka postaci, ptaki w różnych pozach, wzory geometryczne. Wyglądają, jakby dosłownie wycięto je nożyczkami z większej całości. – Mniej więcej tak było – potwierdza moje przypuszczenia przewodniczka. Dodaje, że złodzieje dzieł sztuki, którzy w latach 60. prowadzili nielegalne wykopaliska, nie tracili czasu na odkopanie całości. – Wzięli najefektowniejsze lub najlepiej zachowane części, "wycinając" je z całości, i sprzedali za granicę – wyjaśnia. Największy oszust PRL. Wielki numer "austriackiego konsula" "Cygańska dziewczyna", która też jest elementem zniszczonej mozaiki, miała szczęście. Została na miejscu, bo przykryła ją przewrócona kolumna. Złodzieje nie mieli czasu na jej usuwanie. Oświetloną gablotę zdobi turecka flaga – dowód narodowej dumy, choć to przecież Rzymianie, a nie Turcy, którzy nastali w Anatolii kilka wieków później, są autorami dzieł wystawianych w muzeum. Od przewodniczki dowiaduję się, że rząd włożył mnóstwo wysiłku w sprowadzenie skradzionych mozaik z USA. Przez kilkadziesiąt lat wystawiane były w Ohio. Badacze z tamtejszego uniwersytetu stanowego wiedzieli, że najpewniej pochodzą z Turcji, opisali je jednak jako dzieła z Antiochii (tur. Antakya), a nie spod Gaziantep. Czy mieli świadomość, że wystawiają kradzione artefakty, które w Stanach Zjednoczonych znalazły się za sprawą przemytników? Przewodniczka dyplomatycznie milczy. Na stronie amerykańskiego uniwersytetu znajduję informację, że zdecydowano się je zwrócić "w imię dobra publicznego", choć nie za darmo. Turcy sfinansowali powrót mozaik z Zeugmy i zapłacili za ich repliki, które w Ohio zastąpiły oryginały. Dwa zabytki dziennie Mozaiki z Zeugmy to niejedyne dzieła zwrócone Turcji w ostatnich latach. Z okazji obchodzonego w połowie listopada Międzynarodowego Dnia Zwalczania Nielegalnego Handlu Dobrami Kultury media nad Bosforem podały, że w ciągu dwóch minionych dekad do kraju wróciły 12 tys. 164 zabytki. To tak, jakby co dzień Turcy odzyskiwali dwa artefakty. We wrześniu 2024 r. w muzeum antycznej Troi pod Çanakkale otwarto wystawę "No escape!" złożoną wyłącznie z tych artefaktów – uprzednio skradzionych – które wróciły z zagranicy lub zostały skonfiskowane przez tureckich celników podczas próby nielegalnego wywozu z kraju. Wśród nich znajduje się mający 6,5 tys. lat marmurowy posążek bożka o imieniu Kilya z epoki chalkolitu (czyli miedzi) w Europie. Nielegalnie sprzedany za śmieszną kwotę w 1991 r. również trafił do Stanów Zjednoczonych. Tureckie Ministerstwo Kultury i Turystyki odzyskało go w 2023 r. Od tego zaczął się upadek imperium Pablo Escobara. Katastrofa lotu 203 – W ostatnich latach zaczęliśmy uwzględniać artefakty historyczne w protokołach umów dwustronnych, które zawieramy z poszczególnym krajami – powiedział na otwarciu wystawy wiceminister kultury Batuhan Mumcu. I dodał, że właśnie dzięki temu tak skutecznie udaje się w ostatnich latach sprowadzać kradzione dzieła do kraju, choć nie zawsze jest łatwo. – Ważna jest nie tylko identyfikacja obiektów, lecz także dostarczenie dowodów, że za granicę trafiły nielegalne – zaznaczył wiceminister. Jego urząd prowadzi korespondencję z innymi krajami w sprawie wielu takich dzieł, dostarczając rzeczonych dowodów. Okradanie sułtana Co do niektórych dzieł nie ma wątpliwości, że pochodzą z terenów dzisiejszej Turcji, wiadomo też, jak trafiły za granicę: do Muzeum Pergamońskiego, Luwru czy British Museum. Niemiecki inżynier Carl Humann, który przybył do imperium osmańskiego budować drogi, wyjechał, wywożąc legalnie skarby z Pergamonu. W tym ołtarz Zeusa (zbudowany w latach 180-170 p.n.e. na polecenie króla Eumenesa II), po którym w antycznym mieście został tylko pusty cokół, będący dzisiaj solą w oku tureckich archeologów. Na prowadzenie wykopalisk Humann miał ferman – pozwolenie sułtana Abdülhamida II. Ale jeśli chodzi o wywiezienie zabytków do Berlina, sprawa nie jest taka prosta. Na dowód Jürgen Gottschlich i Dilek Zaptçıöğlu-Gottschlich, autorzy książki "Łowcy skarbów. Jak ojcowie archeologii rozkradli bogactwa Orientu", przywołują korespondencję Humanna z urzędnikami i muzealnikami w Berlinie. Wynika z niej, że ludzie zaangażowani w pozyskanie antycznych skarbów z osmańskiej Turcji bez mrugnięcia okiem kombinowali, dawali łapówki, przeinaczali fakty, zaniżali wartość znalezisk i udzielali sobie porad, jak omijać przepisy obowiązującej zaledwie od kilku lat ustawy o starożytności. "Zabiorę wszystkie płaskorzeźby z góry, zapakuję w solidne skrzynie (...) i zabiorę do Dikili. Tam nikt nie będzie mi przeszkadzał w załadowaniu ich na statek, a już na pewno nie w sytuacji, w której miejscem docelowym będzie Smyrna. (...) Później nikt nie będzie wiedział, gdzie się podziały", czytamy w liście cytowanym przez autorów. Trudno się dziwić, że w Turcji jak bumerang powraca kwestia zwrotu ołtarza pergamońskiego. Ostatnio poruszył ją prof. Hikmet Sami Türk, były turecki minister sprawiedliwości. List w tej sprawie napisał przy okazji zwrotu przez Niemcy 200 rzeźb zrabowanych swego czasu z Nigerii, znanych jako brązy z Beninu. – Faktycznie Osmanowie nieco się spóźnili z zainteresowaniem archeologią – mówi mi archeolożka Nehir Arslan, badaczka neolitu, która zauważa, że powodem była religia, ale i kultura. Do tego u schyłku imperium sułtanom zależało na dobrych relacjach z Europą, zgadzali się więc na wykopaliska. Zanim Osman Hamdi Bey, pierwszy dyrektor Stambulskiego Muzeum Archeologicznego, wykształcony w Europie, doprowadził do ustanowienia na początku XX w. prawa zakazującego wywozu artefaktów, grabież trwała już niemal od stulecia. "O jeden ból głowy mniej" dla Recepa Tayyipa Erdogana. Jego arcywróg nie żyje. Był kością niezgody między Turcją a USA Choć Carl Humann i inni Europejczycy prowadzący wykopaliska w imperium osmańskim przedstawiali się często jako obrońcy antycznego dziedzictwa, które trzeba ratować przed barbarzyńcami, rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Dlaczego bowiem prócz skarbów greckich czy rzymskich w salach muzealnych Europy wystawiane są kafelki wykute z osmańskich meczetów, mihraby (ozdobne wnęki wskazujące wiernym Mekkę) i inne elementy wystroju islamskich świątyń? Przecież ich nie trzeba było chronić, a mimo to znikały z imperium, tak jak XIII-wieczny mihrab z meczetu Beyhekim, także wystawiany w Muzeum Pergamońskim. Ówczesny niemiecki konsul podjął się jego naprawy, a faktycznie polecił swojej ekipie rozebrać konstrukcję i wysłać ją do Berlina. To nie przypadek, że większość eksponatów na wystawie "No escape!", krążącej między tureckimi miastami, stanowią artefakty skradzione podczas wykopalisk w Troi, pod koniec XIX w. Szwajcarska precyzja Władze Turcji, na terenie której przez wieki żyli przedstawiciele różnych cywilizacji, kultur i wyznań, robią, co mogą, by odzyskiwać ukradzione dzieła. Zaangażowanych jest w to kilka resortów oraz policjanci i celnicy. Niekiedy udaje się zatrzymać turystów, nie do końca świadomych tego, co robią , tłumaczących, że chcieli tylko zabrać pamiątkę z plaży czy kamyk z muzeum, nie znając jego wartości. Trudniej jednak rozbijać międzynarodowe szajki przemytników i fałszerzy, zwłaszcza że w kradzież i nielegalny obrót dziełami sztuki bywają zaangażowani sami muzealnicy. Tak zdarzyło się przed czterema laty, gdy po samobójstwie archeolożki z Zeugmy w muzeum przeprowadzono audyt, który wykazał brak 10 artefaktów. Zniknęły one nie z wykopalisk, lecz z muzealnych magazynów. Jakiś czas temu pod zarzutem przemytu zatrzymano dyrektora muzeum w Aydın i 37 innych osób, wśród nich muzealników i mundurowych. W 2022 r. stambulscy policjanci na terenie firmy zajmującej się architekturą krajobrazu znaleźli tysiące greckich, rzymskich oraz bizantyjskich amfor i dzbanów, które właściciele przedsiębiorstwa sprzedawali za granicę jako repliki. Trudno uwierzyć, że o procederze nie wiedział żaden historyk i nikt się nie domyślił, że to autentyki. Czasem do ścigania złodziei rusza Interpol lub służby poszczególnych państw. Tak skradzione z Turcji zabytki znaleziono podczas kontroli celnej pod Genewą. Odbite z rąk przemytników obiekty na dniach mają wrócić do kraju. Śledztwo Szwajcarów wykazało, że w szmugiel do Europy zaangażowana była cała siatka przestępcza: robotnicy z nielegalnych wykopalisk, dostawcy, pośrednicy, konserwatorzy zabytków, fałszerze oraz właściciele galerii nie tylko ze Szwajcarii, ale też z USA, Gibraltaru, Panamy i Anglii. Grupę rozbito, a pierwszym osobom zaangażowanym w przemyt już postawiono zarzuty. Co dwie głowy, to nie jedna Jesienią w Domu Tureckim na Manhattanie odbyła się ceremonia przekazania 14 artefaktów: głów rzeźb z brązu, broni i figur, które nielegalnie znalazły się w USA. Turecki dziennik "Oksijen" poinformował, że ich zwrot poprzedziło 40 lat badań naukowych i analiz, mających potwierdzić, że to zabytki nielegalnie wywiezione w latach 60. z wykopalisk pod tureckim Burdur. Muzealników i polityków cieszy każdy, najmniejszy nawet przedmiot, który uda się odzyskać, jednak liczba 12 tys. artefaktów przestaje imponować, gdy wczytamy się w raport działającej w tureckim parlamencie komisji ds. dóbr kultury. Zawiera on aż 150 tys. pozycji! Przed dekadą prezydent Recep Tayyip Erdoğan "dostarczył" do kraju górną część rzymskiego posągu Heraklesa, znalezionego w 1980 r. w Perdze i wystawianą przez dekady w Bostonie (dolna została w Turcji). Dziś całą rzeźbę można podziwiać w muzeum archeologicznym w Antalyi, podobnie jak niezwykły sarkofag z antycznej Pergi, odnaleziony kilka lat temu w Szwajcarii. Rzeźbiarz przedstawił na nim 12 prac Heraklesa. Jednak ze św. Mikołajem nie będzie łatwo. Szczątki biskupa Miry wykradli kupcy z włoskiego Bari (a po nich Wenecjanie, którzy jako drudzy włamali się do krypty), terroryzując mnichów i bezczeszcząc świątynię w XI w. n.e. Choć muzułmanie nie czczą przecież świętych, Turcy zażądali od Włoch zwrotu szczątków, zdając sobie sprawę ze znaczenia relikwii dla chrześcijan (zwłaszcza obrządku wschodniego), tłumnie odwiedzających dzisiejsze Demre nad Morzem Śródziemnym. List w tej sprawie Ankara wysłała w 2009 r., nie doczekała się jednak oficjalnej odpowiedzi. Turcy zwracali się także do Watykanu, również bez efektu. I choć do dziś nie ma pewności, czyje szczątki wykradli przybysze (pośród tych w Wenecji jest kość dziecka, nie mogła więc należeć do Mikołaja), raczej nie odpuszczą. Chyba że święty nigdy nie opuścił Turcji. Taką opcję badają archeolodzy, którzy przed dwoma laty odkryli w kościele jeszcze jedną, nienaruszoną kryptę. – Te obiekty stanowią dziedzictwo całej ludzkości – mówił o zwróconych niedawno artefaktach Muhittin Ahmet Hazal, konsul generalny w USA. – Każdy, kto chce, będzie mógł przyjechać do Turcji i zobaczyć je w naszych muzeach. Nie wiadomo, kto skorzysta z zaproszenia, faktem jest jednak, że gdyby wszystkie należące do Turcji skarby wróciły nad Bosfor, poświęcone Orientowi sale w muzeach europejskich zaczęłyby świecić pustkami. Sam tylko Luwr może się pochwalić bogatą kolekcją ceramiki, dywanów i mozaik. W paryskim muzeum znajdują się nawet podstawy kolumn monumentalnej świątyni Apollina z Didymy, stanowiska archeologicznego w dzisiejszym mieście Didim (zachodnia Turcja). Spór toczy się też o pozostające w British Museum ołtarze przewiezione z antycznego miasta Ksantos, odlaną z brązu głowę Afrodyty pochodzącą z Gümüşhane czy posąg króla Idrimiego z Hatay. Do tego skarby z Halikarnasu (dzisiejsze Bodrum), w tym posągi króla Mauzolosa i jego żony Artemizji z Karii, a także monumentalne posągi olbrzyma i lwów oraz liczne płaskorzeźby. Choć Brytyjczycy nie palą się do ich zwrotu, sami niedawno dostarczyli Turkom argumentów. W zeszłym roku okazało się, że w magazynach brakuje ok. 200 przedmiotów, które figurują na muzealnych listach. Zwolniono wówczas wieloletniego pracownika galerii kultur śródziemnomorskich. Peter Higgs miał je kraść, a następnie sprzedawać w serwisie eBay. Zeynep Boz z departamentu przeciwdziałania przemytowi w tureckim resorcie spraw zagranicznych czym prędzej wysłała do Londynu list z żądaniem zwrotu anatolijskich artefaktów. "I przed kim teraz trzeba chronić zabytki?" , pytają nie bez racji tureccy archeolodzy.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS