entertainment
"W Iranie okrzyknieto mnie pierwsza iranska aktorka porno. Musiaam stamtad wyjechac" WYWIAD
Zyam w bardzo otwartej i tolerancyjnej rodzinie przeciwnikow iranskich wadz. Wazna postacia by dla mnie moj wujek ktory jest znanym w Iranie rezyserem teatralnym. Mozna powiedziec ze jest takim iranskim odpowiednikiem Krystiana Lupy. Wiele mnie nauczy mowi w rozmowie z Onetem Mina Kavani iranska aktorka filmowa i teatralna na co dzien mieszkajaca w Paryzu.
Kavani znana jest m.in. z filmu "Niedźwiedzie nie istnieją" w reż. Jahara Panafiergo, który zdobył Nagrodę Specjalną Jury na 79. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. W październiku na 6. Kieleckim Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym zaprezentowała swój monodram "I’am Deranged", o którym sama pisze: "W tym monodramie opowiadam o swoich snach, koszmarach, pragnieniach, zrealizowanych i niezrealizowanych pasjach i o swoim wygnaniu. Wygnaniu, które początek miało w Iranie (...). Byłam obca w swoim własnym kraju, marzyłam o byciu gdzie indziej i kolejne wygnanie przywiodło mnie do Paryża...". Anna Wyrwik: Wyjechałaś z Iranu po tym, jak do kin wszedł film "Czerwona róża" w reżyserii Sepideh Farsi, w którym zagrałaś główną bohaterkę i miałaś scenę rozbieraną. Mina Kavani: "Czerwona róża" jest filmem wolnym, bez ram i cenzury. Akcja ma miejsce w 2009 r., czyli roku zamieszek i protestów po wyborach prezydenckich [według opozycji zostały one sfałszowane na korzyść urzędującego prezydenta Mahmudem Ahmadineżadem]. Jest to historia miłości między młodą dziewczyną i starszym mężczyzną. Film jeździł po festiwalach na całym świecie, a w Iranie okrzyknięto mnie "pierwszą irańską aktorką porno". Musiałam stamtąd wyjechać. Jak powstał monodram "I’m Deranged"? Czy napisałaś go spontanicznie pod wpływem potrzeby chwili, czy też był to długotrwały proces? Zaraz po przyjeździe do Francji rozpoczęłam studia w Konserwatorium Paryskim – Conservatoire National Supérieur d'Art Dramatique. Jest to jedna z najlepszych szkół aktorskich w Paryżu. Było trudno i czułam się bardzo samotna. To było 10 lat temu, a wtedy świat wyglądał inaczej niż dziś. Dziś obcokrajowcy są o wiele milej widziani w teatrze i filmie, a wówczas inni studenci wytykali mnie na korytarzu palcami. Oczywiście konserwatorium jako miejsce bardzo wiele mi dało, wręcz mnie uformowało. Wykładowcy byli wspaniali, ale jeśli idzie o studentów, to nie wszyscy... To spowodowało, że zaczęłam pisać krótkie monologi. Kilka z nich przedstawiłam podczas zajęć i zauważyłam, że to pozwala mi stać się silniejszą i poczuć się lepiej. Zauważyłam też, że moje słowa powodują szok w słuchaczach, zarówno innych studentach, jak i szerszej publiczności, której monologi prezentowałam podczas otwartych pokazów na zakończenie roku akademickiego. Czułam, że stworzyłam coś wyjątkowego, co ludziom się podobało, a jednocześnie budziło w nich skrajne emocje. Wiedziałam, że muszę z tym coś dalej zrobić. W tym czasie miałam okazję uczestniczyć w warsztatach prowadzonych przez Krystiana Lupę. On bardzo skupia się na wnętrzu aktora. Podobało mi się, gdy mówił, że aktor bez szaleństwa i dzikości jest aktorem bourgeois . Te warsztaty kompletnie mnie zmieniły. Wtedy postanowiłam spisać historię swojego życia. Monodram napisałam w ciągu trzech tygodni podczas rezydencji artystycznej, ale tak naprawdę pisałam go o wiele dłużej, a wtedy po prostu złożyłam to w całość. Porozmawiajmy zatem o historii twojej życia. Dzieciństwo spędziłaś w Teheranie, wychowując się w artystycznej rodzinie, w domu będącym swego rodzaju enklawą wolności, którą ty w monodramie nazywasz "Brooklynem w Teheranie". Jakie były twoje dzieciństwo i młodość w Iranie? Żyłam w bardzo otwartej i tolerancyjnej rodzinie przeciwników irańskich władz. Ważną postacią był dla mnie mój wujek, który jest znanym w Iranie reżyserem teatralnym. Można powiedzieć, że jest takim irańskim odpowiednikiem Krystiana Lupy. Wiele mnie nauczył. Przez pewien czas mieszkał we Francji i też przekazał mi wiele odnośnie francuskiej kultury. Wszystko, co wiem o sztuce, wiem od niego i dzięki mojej rodzinie. W domu był Brooklyn, ale poza domem była dyktatura. Żyłam w schizofrenicznym świecie. Poza domem była szkoła. W monodramie opowiadasz o obowiązkowych apelach, podczas których staliście w szeregu i krzyczeliście "Marg bar America!" ("Śmierć Ameryce!"). Tak, szkoła była częścią tego systemu. W szkole przez cały czas byliśmy kontrolowani. Już w wieku siedmiu lat musiałam chodzić w chuście, a do tego w mundurku Republiki Islamskiej. Każdego ranka nasz wygląd był sprawdzany przez kobiety pracujące w szkole i najmniejszy szczegół odchodzący od normy powodował u nich agresję. W szkole panowała bardzo dyktatorska atmosfera. Z drugiej strony my, uczniowie, młodzi byliśmy jak bohaterowie teledysku Pink Floyd "Another Brick in the Wall", śpiewający "We don't need no education". Pochodzę z pokolenia, które urodziło się i dorastało już po roku 1979, kiedy to miała miejsce irańska rewolucja islamska. Dorastaliśmy więc w kraju cenzury, w kraju zakazów, w kraju, w którym nic nie było dozwolone. A byliśmy spragnieni wolności, kreatywni, dzicy. Wszystko wokół było ciemne i ponure, a my byliśmy jaśni, zbuntowani i odważni. Nigdy później w moim życiu czegoś takiego nie widziałam. Do tego bardzo interesowaliśmy się tym, co dzieje się w kulturze i sztuce poza Iranem, kinem, muzyką, literaturą. Czerpaliśmy stamtąd i próbowaliśmy to samo robić w naszych domach. Co w tym czasie ze światowej kultury zrobiło na tobie największe wrażenie? Dużo tego jest! Ja kulturę zachodnią poznawałam, mieszkając w Iranie. Moi rodzice uwielbiali słuchać muzyki. Mama słuchała muzyki klasycznej. Tata słuchał rocka, Pink Floyd czy Boba Dylana. Zresztą zespół Pink Floyd w ogóle był bardzo ważny dla Irańczyków, zarówno dla pokolenia moich rodziców, jak i mojego. Jeśli idzie o kino, wujek puszczał mi filmy Ingmara Bergmana, Alfreda Hitchcocka, Stanleya Kubricka, Davida Lyncha czy Krzysztofa Kieślowskiego. Mój dom był jak instytut sztuki i to było cudowne! W swoim monodramie opowiadasz o undergroundowym Teheranie, w którym się pije, pali, tańczy, kocha i poznaje sztukę i kulturę, Teheranie, którego – jak mówisz – "...nigdy nie zobaczycie w żadnym filmie dokumentalnym". Magia! Nie potrafię powiedzieć, jak to było możliwe, ale było, działo się. Może to dlatego, że Irańczycy są po prostu ludźmi, którzy kochają sztukę i kulturę. Jesteśmy cywilizacją z wielkimi tradycjami i może tak naprawdę nigdy nie zaakceptowaliśmy dyktatury. Dlatego skupialiśmy się na byciu i życiu codziennym, osobistym, wewnętrznym. Jak to się stało, że zostałaś aktorką? Aktorką zostałam dzięki mojemu wujkowi. Jako nastolatka obserwowałam próby aktorskie, które prowadził u nas w domu. Jednego razu pracowali nad sztuką Federica Garcii Lorki opowiadającą o dyktaturze generała Franco w Hiszpanii. Słuchając ich, postanowiłam, że zostanę aktorką. Miałam 12 lat i już wtedy wiedziałam, że nie chcę być aktorką w Iranie. Ciężko jest być artystką w Iranie. Choć dzięki temu, że jest ciężko i że cały czas trzeba walczyć o swoje prawa, artyści są silniejsi. Ciągła walka inspiruje i sprawia, że pragniesz być jeszcze bardziej kreatywna. To charakterystyczne dla systemów autorytarnych. Zresztą w Polsce artyści też tego doświadczyli w okresie PRL-u. Gdy przyjechałam do Paryża, poczułam, co oznacza utrata chęci tworzenia, utrata motywacji i inspiracji. Opowiedz o swoich pierwszych dniach, tygodniach spędzonych w Paryżu. Był to dla mnie bardzo trudny czas. W Teheranie mieliśmy ogromny dom, a tutaj trafiłam do malutkiego mieszkanka. Czułam też chłód od ludzi, czułam ich potrzebę kontrolowania siebie, innych i tego, co jest wokół. W Teheranie czegoś takiego nie ma. W Teheranie ludzie sobie ufają, a w Paryżu ludzie się siebie boją. W Paryżu ludzie wszystko kalkulują, również swoje emocje. To zabija sztukę. Strach zabija sztukę. Dla mnie to było bardzo trudne. Muszę zaznaczyć, że też na początku nie byłam tyle w Paryżu, ile w Konserwatorium Paryskim, bo to tam spędzałam czas od rana do wieczora. I to doświadczenie mnie zmieniło. Jak mówiłam, spotkałam tam wielu wspaniałych ludzi, wykładowców, którzy mieli na mnie duży wpływ i – można powiedzieć – ukształtowali mnie na nowo. Stałam się zupełnie inną kobietą. Za to jestem temu miejscu i Francji bardzo wdzięczna. Francja dała mi schronienie. Adoptowała mnie niczym dziecko, które, jak to dziecko, było jednocześnie sfrustrowane i pełne gniewu, jak i pełen pasji oraz miłości. Dała mi też wielu przyjaciół i wiele bliskich relacji. W monodramie opisujesz swój sen, w którym wracasz o Iranu, a tam twoja rodzina siedzi przy stole, jedzą, pija, rozmawiają, ale cię nie widzą. Nie zawracają na ciebie uwagi. Czy to jest pokazanie imigranckiej tęsknoty i strachu przed tym, że ty wyjechałaś, a oni zostali i ułożyli sobie życie bez ciebie? Chcę zaznaczyć, że "I’m Deranged" jest opowieścią o moich emocjach, lękach, snach, koszmarach, namiętnościach, a nie próbą generalizacji imigranckiego losu. Nigdy nie chciałam być reprezentantką kobiet-imigrantek z Iranu. Chcę jedynie mówić o sobie, czyli o człowieku, który zagubił się gdzieś między swoimi marzeniami i koszmarami. Scena snu jest dla mnie najważniejszą sceną w całym monodramie. Przez lata śnił mi się koszmar, że wracam do domu, a on jest zniszczony. Wciąż mi się śni. Pragnęłam pokazać ten strach i dlatego napisałam tę scenę. Jesteś już oficjalnie obywatelką Francji, paryżanką, mówisz, że każdy powinien mieć prawo grania każdego w filmie i teatrze. Mam wrażenie, że czujesz się po prostu obywatelką świata. Jednocześnie zastanawiam się, jak to jest z potrzebą tożsamości, o której też wspominasz w swym monodramie? Czy o poczuciu tożsamości imigrantki decyduje czas spędzony na imigracji, miłość do miejsca, dokumenty, czy też to określanie siebie nie jest w ogóle potrzebne? Dla mnie szczerze mówiąc, nie jest potrzebne. Uważam, że straciłam swoją tożsamość. Przez identyfikowanie są z danym krajem czy narodem mamy na świecie wiele wojen i wiele zła. To jest szaleństwo! Może to brzmi romantycznie, ale ja uważam, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Wiesz, dlaczego tak bardzo polubiłam moją bohaterkę z filmu "Czerwona róża", Sarę? Ponieważ była silną i prawdziwą postacią, a nie była stereotypową bliskowschodnią kobietą. Moim zdaniem to spory problem, że wielu ludzi z Zachodu wciąż patrzy na ludzi z Bliskiego Wschodu poprzez pryzmat stereotypów. Podobnie patrzą na aktorów i aktorki. A my nie jesteśmy tylko ozdobami ról wyciągniętymi z "Baśni z tysiąca i jednej nocy". A tak się czujesz? Większość reżyserów traktuje mnie nie jak aktorkę, tylko jak irańską aktorkę. Dlaczego przez cały czas muszę grać kobiety z Bliskiego Wschodu? Dlaczego Irańczycy, Libańczycy czy Palestyńczycy nie mogą grać w sztukach Williama Szekspira? Dlaczego Szekspir ma być grany tylko przez aktorów i aktorki z Zachodu? Tak samo Anton Czechow i wielu innych... Stworzyłam monodram też po to, by uciec od tych bliskowschodnich stereotypów. Jak pewnie zauważyłaś, nie ma w nim charakterystycznych dla Bliskiego Wschodu elementów. Muzyka nie jest bliskowschodnia. Mój kostium nie jest bliskowschodni. Sposób grania nie jest bliskowschodni. Ja wiem, że ludzie w Paryżu uwielbiają orientalne klimaty i "Baśnie z tysiąca i jednej nocy", ale mój monodram nie jest po to, bym dawała publiczności prezent w postaci orientalizmu. Teheran taki nie jest, Iran taki nie jest i ja taka nie jestem. Czy jest szansa, by Zachód zobaczył, jaki Teheran i Iran jest naprawdę, jeśli chodzi o kulturę i sztukę? Mam nadzieję, bo nie podoba mi się takie traktowanie. Mam nadzieję, że młode pokolenie z tym skończy i pokaże, że teatr jest dla wszystkich, a młode dziewczyny z Teheranu pokażą, że nie są tylko kliszami, których szuka się na Zachodzie, by ozdobić nimi role. Są kimś więcej. Moi przyjaciele z Iranu tworzą fantastyczną muzykę, kino, teatr. Ich twórczość jest niesamowicie nowoczesna. Nie uwierzyłabyś jak bardzo. Zresztą mam przyjaciółkę, która gdy przyjechała do Paryża, powiedziała do mnie: "Mina, what the fuck? Odkąd tu jestem, czuję się, jakbym się cofnęła w czasie. W Teheranie jesteśmy o wiele bardziej nowocześni". Myślisz, że wrócisz kiedyś do Iranu? Bardzo bym chciała i mam nadzieję, że kiedyś wrócę. I mam nadzieję, że nie jest za późno... Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest dziś bardzo skomplikowana. My, Irańczycy, jesteśmy przyzwyczajeni do wojny. Dorastaliśmy w atmosferze wojny. Wojna jest w nas. Pokolenie moich rodziców przeżyło rewolucję w 1979 r., przeżyło wojnę iracko-irańską w latach 1980–1988, przeżyło protesty w 2009 r., przeżyło protesty kobiet w 2022 r. Oni to wszystko noszą w sobie i też są tym po prostu zmęczeni, ale i do tego przyzwyczajeni. Kiedy dzwonię do rodziców i mówię, że słyszałam, co się stało, że to straszne itd., oni odpowiadają, że są przyzwyczajeni. Czy w Iranie jest dziś gorzej niż wtedy, kiedy wyjeżdżałaś? Trudno mi wypowiadać się o dzisiejszym Iranie, ponieważ nie byłam tam od 11 lat. Wiem jednak od rodziny i przyjaciół, że wciąż jest źle, a nawet gorzej niż wtedy. Może dzięki temu chociaż głos młodych Iranek jest na świecie bardziej słyszalny. Gdy ja dorastałam w Iranie, atmosfera była bardziej swobodna, ale chusty były obowiązkowe. Dziś ogólna atmosfera jest gorsza, ale wiele młodych dziewczyn odmawia noszenia chust. Coś w tym jest. Iranki chcą wolności i nie obchodzi ich reżim. Nie boją się go. Walczą o swoje prawa. Kobiety w Iranie są bardzo silne i odważne. Jakie są twoje najbliższe plany filmowe i teatralne? W październiku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rzymie miał miejsce premiera mojego najnowszego filmu pt. "Reading Lolita in Tehran". Jest to włoska produkcja wyreżyserowana przez izraelskiego reżysera Erana Riklisa. Film powstał na podstawie książki napisanej przez irańską pisarkę i profesorkę literatury amerykańskiej Azar Nafisi pt. "Reading Lolita in Tehran: A Memoir in Books". To autobiograficzna opowieść o tym, jak nauczycielka w tajemnicy gromadzi siedem studentek, by te mogły wspólnie czytać i dyskutować o zakazanych w Iranie klasykach literatury światowej, jak np. "Lolita" Vladimira Nabokova. Ja gram jedną z tych studentek. Dla mnie jest to piękna historia o ludziach z pasją do literatury, którzy w czasach islamskiej rewolucji szukają swojej drogi i wolności. Jeśli idzie o teatr, to w paryskim Teatrze Bouffes du Nord zagram rolę Forugh Farrochzad, znanej irańskiej poetki, która tworzyła w latach 50. i 60. W Iranie była kimś na kształt Frida Kahlo czy Camille Claudel. Niestety zginęła tragicznie w wypadku samochodowym w wieku 33 lat. A jak się czułaś w Polsce na Kieleckim Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym? To był mój pierwszy w życiu pobyt w Polsce. Bardzo ważny, bo Polska zajmuje ważne miejsce w moim artystycznym życiu. Po pierwsze ze względu na twórczość teatralną Krystiana Lupy. Po drugie ze względu na filmy Krzysztof Kieślowskiego. Uwielbiam "Podwójne życie Weroniki", trylogię "Trzy kolory. Niebieski", "Trzy kolory. Biały", "Trzy kolory. Czerwony" oraz "Dekalog".
PREV NEWSTrudny quiz z wiedzy ogolnej. Osoby inteligentne zdobeda przynajmniej 14 punktow
NEXT NEWSukasz Schreiber ma kontakt z corka Marianna nie zamierzaa kamac
Elisa Minetti wydaa oswiadczenie po oskarzeniach Mai Bohosiewicz. "Bezprawny atak". Aktorka juz grzmi "Idz zozyc ZEZNANIA"
Maja Bohosiewicz oznajmia na Instagramie ze zostaa oszukana przez dyrektor kreatywna marki PLNY LALA i walczy o odzyskanie 15 mln z. Oburzona sowami celebrytki Elisa Minetti opublikowaa po kilku dniach oswiadczenie w ktorym poinformowaa o podjetych krokach prawnych.
"Najwyzszy czas by Yoko Ono go odzyskaa". Decyzja sadu konczy 10-letnia batalie
Cenny zegarek podarowany Johnowi Lennonowi przez jego zone Yoko Ono i skradziony po jego smierci nie nalezy do nabywcy ktory kupi go na aukcji uzna w czwartek sad w Szwajcarii co umozliwia zwrot przedmiotu wdowie po muzyku. Decyzja ta zamyka 10-letnia batalie sadowa miedzy Yoko Ono i mieszkajacym w Chinach Wochem ktory kupi zegarek.
Izabella Krzan traci kolejna posade przez FATALNA ogladalnosc
Izabella Krzan ma wyjatkowego pecha. Prezenterka dopiero co pojawia sie w premierowym formacie emitowanym na TVN Style a stacja juz sciaga program z anteny. Talk-show zostao zawieszone jeszcze przed nagraniem ostatnich odcinkow.
Bya zona Jarosawa Jakimowicza wspomina trudna przeszosc. "Byam sama zdradzona"
Joanna Sarapata ktora przed laty bya mazonka Jarosawa Jakimowicza ma za soba nieatwa przeszosc. Synna malarka podjea w swojej zawodowej karierze kilka nietrafionych decyzji co kosztowao ja utrate dorobku zycia. Dzis mowi o tym jak o cennej lekcji.
Dying Light 2 - Polacy wykorzystuja moc PS5 Pro. Gra trafi tez do PS Plus
Juz 19 listopada Dying Light 2 Stay Human trafi do katalogu PlayStation Plus Extra i Premium. Gra Techlandu bedzie dostepna w wersji ulepszonej dedykowanej nowej konsoli PlayStation 5 Pro.
Odejscie oza z Afromental byo "ciosem emocjonalnym". Takie maja dzis relacje
W 2024 r. przypada 20-lecie grupy Afromental. Na te wyjatkowa okazje a takze jeden koncert ktory odbedzie sie w poowie grudnia do grupy powraca Wojciech "ozo" ozowski. W nowym wywiadzie Aleksander Milwiw-Baron przypomnia swoje uczucia zwiazane z rezygnacja muzyka z kontynuowania kariery u boku kolegow. Na poczatku miaem poczucie bezradnosci ... opowiada muzyk.