Blogs
Home/entertainment/Trudny czas dla Koscioa. "To pierwszy krok ku destabilizacji instytucji do ktorej nalezy miliard osob" WYWIAD

entertainment

Trudny czas dla Koscioa. "To pierwszy krok ku destabilizacji instytucji do ktorej nalezy miliard osob" WYWIAD

To na pewno trudny czas dla Koscioa. ... Konserwatywni tradycjonalisci szarpia sie z liberaami ostrzej niz kiedykolwiek za mojego zycia. A to juz pierwszy krok ku destabilizacji instytucji do ktorej nalezy przeciez miliard osob mowi Onetowi Robert Harris autor wielu bestsellerow w tym "Konklawe" ktorego ekranizacja wchodzi do kin.

November 08, 2024 | entertainment

Robert Harris łączy się ze mną zaspany, usprawiedliwia się, że przez kawał nocy oglądał doniesienia z Ameryki, gdzie trwały wybory prezydenckie. Jego kwaśna mina zdradza, że nie jest zadowolony z wyniku. Szybko jednak się rozpogadza, bo pytam go o świeżutką adaptację jednej z jego najlepszych książek, "Konklawe", która 8 listopada trafiła na polskie ekrany. Bartosz Czartoryski: Widział pan może Luce, nową maskotkę Kościoła? Robert Harris: Nie, nie mam pojęcia, o czym pan mówi! Przypomina postać z anime, a jej celem jest zjednać Kościołowi przychylność młodzieży. Cóż, to na pewno trudny czas dla Kościoła. We współczesnym świecie wydaje się niemal niemożliwym utrzymać go w kupie. Sama organizacja jest podzielona na spierające się ze sobą frakcje. Konserwatywni tradycjonaliści szarpią się z liberałami ostrzej niż kiedykolwiek za mojego życia. A to już pierwszy krok ku destabilizacji instytucji, do której należy przecież miliard osób . Myślę też, że lektura "Konklawe" , gdzie przedstawił pan proces wyboru papieża jako iście polityczną intrygę i konspiracyjny thriller, może być dla wiernych momentami trudna. Pisałem jednak z empatią i współczuciem dla Kościoła, którym ostatnimi czasy chyba najczęściej zajmują się reporterzy śledczy, badający sprawy nadużyć seksualnych. Stąd postacią centralną uczyniłem człowieka należącego do tej organizacji, wierzącego, ale mającego chwile zwątpienia. I ta perspektywa, perspektywa mężczyzny odpowiedzialnego za przebieg konklawe, pozwoliła mi pokazać wady hierarchów będących na szczycie Kościoła, ale są to wady bardzo ludzkie. Żadne z nas nie jest święte. Próbujemy takich udawać, ale to blaga. Zależało mi jednak, aby ta refleksja wychodziła od duchownego, a nie od kogoś z zewnątrz. A samo konklawe jest procesem politycznym, nie da się przez tym uciec. Kościół faktycznie podzielony jest na frakcje, na tych, co kurczowo trzymają się tradycji i na tych, którzy są za reformami. Dlatego, kiedy kandydat jednego z ugrupowań zaczyna zdobywać posłuch, jego przeciwnicy robią wszystko, żeby go powstrzymać przed objęciem urzędu. I my wiemy, że tak się dzieje, bo tak było z Ratzingerem. Czyli to wszystko, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, jest niczym innym jak sporem politycznym. Kardynał Lomeli, czy też Lawrence, jak przechrzczono go na potrzeby filmowej adaptacji pańskiej powieści, to, jak sam pan przed momentem powiedział, człowiek wierzący, ale wątpiący. Czy jego postawa odzwierciedla sytuację sporej części dzisiejszych katolików? Tak mi się wydaje. Mój dobry znajomy napisał biografię Basila Huma, jednego z prominentnych brytyjskich kardynałów, bardzo szanowanego i wpływowego, wymienianego nawet jako możliwy kandydat na stanowisko papieża. Pod koniec życia naszło go zwątpienie. Miał kryzys wiary już na ostatnim odcinku swojej ziemskiej drogi. Poruszyło mnie to, że kogoś takiego też może złapać zwątpienie. Dało mi to również podstawę do napisania tej książki, myśl, że absolutna pewność jest wrogiem wiary. To duchowy dylemat bohatera, a zarazem jego komunikat dla Kościoła. Bo choć moja książka to thriller i chciałem, aby pan, czytając, siedział na brzeżku fotela i zastanawiał się, kto zostanie wybrany, to zależało mi też na nadaniu tej powieści wymiaru duchowego. Możemy jedynie się domyślać, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Watykanu, a znany jest pan z dokładnego researchu. Jaki był więc faktograficzny fundament powieści? Kościół publikuje online wszystkie reguły oraz przebieg procesu wyboru papieża praktycznie godzina po godzinie, czyli szczegóły samego konklawe czerpałem ze źródła i było to niesłychanie pomocne. Tak poznałem wszystkie detale na temat głosowania, liczenia głosów, późniejszego ich niszczenia i tak dalej. Poprosiłem Watykan o pozwolenie na odwiedziny w miejscach , które chciałem opisać i Kościół okazał się bardzo pomocny, pokazano mi praktycznie wszystko, o co poprosiłem. Miałem także źródła opisujące poprzednie konklawe oraz dziennik pewnego anonimowego południowoamerykańskiego kardynała, który omawiał perturbacje towarzyszące burzliwemu wyborowi Ratzingera na papieża. Sześć miesięcy zajęło mi budowanie kolegium kardynalskiego, tworzenie wszystkich postaci, których imiona sobie wypisałem i które zapamiętałem, nawet jeśli ostatecznie nie zdecydowałem się na ich wykorzystanie. Tym sposobem jednak stworzyłem całą otoczkę konieczną mi do zbudowania kontekstu wydarzeń. Kiedy "Konklawe" ukazało się na rynku, powiedział pan, że takiej książki nie mógłby napisać zatwardziały ateista. Czy, jako człowiek niebędący chrześcijaninem, podczas pracy nad książką odnalazł pan coś w katolicyzmie, co jednak do pana jednak przemówiło? W pewnym sensie tak. Przy czym jestem pisarzem, który pisze książki z perspektywy stworzonych przez siebie postaci, będących często zupełnie do mnie niepodobnymi, jak oficer dziewiętnastowiecznej francuskiej armii, Cyceron, tudzież brytyjski premier. Moja praca polega na empatii, na wejściu w jakiś światopogląd i na pisaniu z szacunkiem doń. To powiedziawszy, znajduję w samej koncepcji wiary coś szalenie atrakcyjnego, choć jej nie podzielam. Podziwiam wiele impulsów wiary chrześcijańskiej. Pierwszy raz od dzieciństwa zajrzałem do ewangelii i zaskoczył mnie radykalizm komunikatu. Chrystus proponuje rewolucyjną filozofię, znacznie różniącą się od nauk Kościoła, z jego zamiłowaniem do władzy i bogactwa. To niemalże ich antyteza. Ale nie było to dla mnie olśnienie czy przeżycie. Chciałem jedynie napisać książkę! Scenarzysta filmu, Peter Straughan, mówił, że był pan bardzo otwarty i chętny do współpracy podczas procesu produkcji. Mógłby pan opowiedzieć o tym coś więcej? Niektórzy scenarzyści nie chcą mieć w ogóle do czynienia z autorem adaptowanej książki, a i często wygląda to tak, że sprzedaje się prawa do powieści, ktoś je kupuje i tyle. Tak jak ze sprzedażą domu. Można zajmować go latami, potem przeprowadza się do niego ktoś inny. I ja sam tak patrzę na podobne transakcje. Ale niektórzy scenarzyści chcą pogadać z autorem i zapytać, co miał na myśli, pisząc daną scenę, dlatego podzieliłem się z Peterem swoimi przemyśleniami i researchem. Z miejsca się dogadaliśmy. Spotkaliśmy się kilkakrotnie i odbyliśmy długie rozmowy. Peter chciał zachować wydarzenia, postaci i dialogi z książki, a jednocześnie skompresował to wszystko do dwóch godzin seansu. Według mnie odwalił kawał dobrej roboty. Był pan aktywnie zaangażowany na innych etapach procesu produkcji filmu? Na pewno byłem na bieżąco informowany, co się dzieje! Pierwotnie "Konklawe" miała zająć się ekipa filmowa odpowiedzialna za "Szpiega" z Garym Oldmanem, ale reżyser Thomas Alfredson zachorował i musiał zrezygnować z projektu. Na szczęście dla nas Edward Berger zgodził się go przejąć . Do roli głównej typowano mnóstwo dużych nazwisk, aż zaproponowano Ralpha Fiennesa, na co ochoczo przystałem. Zjedliśmy we trójkę lunch w moim domu i przedyskutowaliśmy, jak to wszystko miałoby wyglądać. Pojechałem też na plan w Rzymie, choć tylko na jeden dzień. Ale za każdym razem, kiedy chciano wprowadzić zmiany albo trzeba było podjąć ważną decyzję, kontaktowano się ze mną. Ufam jednak profesjonalistom, to ich film, i, jako autor powieści, nie mam wyjścia jak im zaufać. W tym przypadku moje zaufanie nie zostało zawiedzione, bynajmniej. "Konklawe" to świetny film i znakomita adaptacja mojej powieści. Sam pisał pan scenariusze do ekranizacji swoich książek nakręconych przez Romana Polańskiego i ciekawi mnie, czy wykorzystał pan tę sposobność jako okazję do poprawienia jakiegoś elementu książki, z którego, po czasie, nie był pan zadowolony? Zmieniłem końcówkę "Autora widmo", która w filmie jest nieco bardziej oszczędna. I to chyba była największa zmiana, jaką wprowadziłem. Szczęśliwie na lepsze. Z kolei ograniczenia budżetowe nie pozwoliły nam na nakręcenie sceny w Nowym Jorku, ale, ogółem, to bardzo wierna adaptacja. Podobnie jak i "Oficer i szpieg". I to Polański naciskał, aby trzymać się powieści, nie ja! Kiedy tylko coś zmieniłem, karcił mnie, kazał przepisywać, wyłapywał nawet pojedyncze kwestie i sceny, które wyrzuciłem. Podchodzi do książek z ogromnym szacunkiem. Istnieje szansa, że jeszcze coś panowie razem nakręcą? Niestety, szanse są żadne. Nasza współpraca nieodwołalnie dobiegła końca, po części z uwagi na okoliczności i sytuację Romana, a po części z powodu jego wieku, ma przecież dziewięćdziesiąt jeden lat. Ale to było fantastyczne doświadczenie, sporo się od niego nauczyłem. Mieliśmy naprawdę kupę frajdy, kręcąc te filmy i wiem, że Polański chciałby móc zrobić ze mną coś więcej. Skoro już pytam pana o zmiany... Czy ma znaczenie dla "Konklawe", że filmowy kardynał Lawrence jest Brytyjczykiem, a książkowy Lomeli to Włoch? A to akurat prośba Ralpha Fiennesa. Edward Berger chciał, żeby postać danej narodowości była grana przez aktora pochodzącego z tego kraju, co w tym wypadku byłoby niemożliwe. Według mnie nie miało to znaczenia i nie ma znaczenia. Nieważne jest, skąd pochodzi Lawrence/Lomeli. Nie zdradzając przy tym fabularnych zaskoczeń "Konklawe", muszę zapytać chociaż ogólnikowo o wątek LGBT, który dzisiaj, zwłaszcza na tle działań Kościoła, wydaje się jeszcze bardziej drażliwy i jeszcze bardziej aktualny niż te osiem lat temu, zgodzi się pan? O tak, to jeden z aspektów książki, który wspaniale się zestarzał. Kilka dni temu słyszałem wypowiedź papieża na temat osób transpłciowych, który starał się być pełen zrozumienia i serdeczności. Wie pan, świat się zmienia, dlatego ten motyw z mojej książki wydaje się świeższy niż w 2016 r., kiedy wydałem "Konklawe". Spodobał się on zwłaszcza moim dzieciom, które są nowoczesnymi, liberalnymi, młodymi ludźmi i były dumne, że ich starzejący się ojciec napisał coś tak przewrotnego. Wielu widzów wzdycha z niedowierzaniem, oglądając ten film, co mnie cieszy. W 2025 roku przeczytamy polski przekład pańskiej najnowszej powieści, w oryginale zatytułowanej "Precipice", której akcja dzieje się podczas pierwszej wojny światowej. Czy prawidłowość, że od dobrych paru lat co druga pańska powieść osadzona jest w trakcie globalnego konfliktu zbrojnego to czysty przypadek, czy zamierzone działanie? Zbieg okoliczności! Książka zresztą opowiada nie tyle o wojnie, ile o intymnej relacji między młodą kobietą a ówczesnym premierem Wielkiej Brytanii, którzy napisali do siebie kilka setek listów. Miałem dostęp do tych, które pisał on; te napisane do niego własnoręcznie zniszczył. I pomyślałem, że spróbuję zrekonstruować, co mógł jej odpisywać, zdradzając przy tym tajne informacje. Musiałem jedynie domyślić postać człowieka próbującego rozwikłać zagadkę ujawnianych sekretów politycznych i wojskowych. Chciałem wejść w buty męża stanu usiłującego zażegnać ogromny kryzys. Czemu więc miałem wymyślać coś od podstaw, skoro mogłem zaczerpnąć gotowy pomysł z prawdziwej historii? A że wydarzyła się ona podczas wojny... Zanim zaczęliśmy rozmawiać, obiecałem, że nie zapytam pana o wybory, ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie. Czy myśli pan, że za dwadzieścia, może trzydzieści lat pisarze literatury gatunkowej tacy jak pan będą równie skorzy wejść w buty Donalda Trumpa? Ojej, to dopiero będzie szalona introspekcja!

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS