Blogs
Home/entertainment/Rewelacja ma na imie Emily. Linkin Park "From Zero" RECENZJA

entertainment

Rewelacja ma na imie Emily. Linkin Park "From Zero" RECENZJA

Jedni nie wierzyli inni nie mieli ochoty ale chyba nikt nie spodziewa sie ze Linkin Park z nowa wokalistka wypuszcza na rynek jeden z najlepszych albumow 2024 r. "From Zero" to wszystko czego potrzebowali zagorzali wielbiciele ale takze energia na ktora mogli nie byc gotowi. Bo mozna byc sceptykiem ale trudno sie nie zgodzic ze Emily Armstrong stworzya z chopakami cos co ma szanse zostac z nami na duzej. A moze na zawsze zapisac sie na kartach nie tylko historii zespou ale takze swiatowej muzyki

November 15, 2024 | entertainment

Ostatnio usłyszałem od znajomego dziennikarza muzycznego, że powroty na scenę w 2024 r. nie są łatwe. Nie udały się przecież popowym gigantkom jak Jennifer Lopez czy Katy Perry. Ich najnowsze krążki szorowały dno w świecie zwanym "wielkie rozczarowanie". Nie zgodziłem się z nim. Bo wiedziałem doskonale, że w połowie listopada ukazuje się album, który powstawał w wielkich trudach, a wprowadzenie na rynek wcale nie było posmarowaniem bułki masłem. Fakt, że właśnie piszę recenzję najnowszego krążka Linkin Park, wydaje się naprawdę surrealistyczny. Bo przecież o ich powrocie na scenie plotki krążyły w środowisku już od lat, aż w końcu stały się po prostu branżową legendą. Chyba mało kto wierzył, że Mike Shinoda odważy się stanąć na scenie po śmierci Chestera, który był sercem nu-metalowej kapeli. A jednak "From Zero" to zaproszenie, które teoretycznie nie miało się prawa udać. Nie tylko dlatego, że na świecie nie brakuje tych, co powiedzą, że "bez Benningtona, to już nie to samo", ale także dlatego, że nowe pokolenia niechętnie witają z otwartymi ramionami to, co było. Przykład? Niech to będą wspomniane już wcześniej Lopez i Perry. Panowie z LP podjęli niełatwą decyzję i zaprosili do współpracy kobietę. Dzięki temu wyzbyli się niepotrzebnych porównań, ale także tchnęli w zespół zupełnie nową energię, której chyba wszyscy potrzebowali. I co? I powstał z tego jeden z najbardziej interesujących krążków 2024 r., a fakt, że polscy fani będą mogli usłyszeć to wszystko na żywo, sprawia, że ekscytacja jest jeszcze większa. Już ogłoszono bowiem, że Linkin Park będzie jednym z headlinerów przyszłorocznej edycji Open'era . Czy zdadzą egzamin grania na żywo? Próbkę tej energii mogliśmy poczuć, podczas premierowego koncertu, kiedy ujawniono nowy skład kapeli. Już wtedy było wiadome, że Emily Armstrong nie próbuje zastąpić swojego poprzednika, ale zaprezentować fanom swoje zdolności oraz oddać hołd zmarłemu muzykowi, śpiewając kawałki z poprzedniego wcielenia LP. Armstrong miała naprawdę trudne zadanie, bo musiała przekonać do siebie sceptyków, przyciągnąć nową publiczność i wkupić się w łaski zagorzałych fanów. Przypomnijmy, że te plany pokrzyżowała jej dość nieoczywista przeszłość, która zaczęła ją ścigać niczym demon z poprzedniego wcielenia. Niemniej "From Zero" to wielka uczta, której każdy powinien chociaż raz posłuchać. Nieważne czy dla tzw. sportu, czy dla przyjemności. Jestem przekonany, że każdy, kto chociaż raz sięgnie po ten krążek, chętnie do niego wróci. Zaczynając od znakomitego "The Emptiness Machine", które pozytywnie dudni i zostaje na dłużej. Na albumie jest też znakomite "Heave Is The Crown", które rozpoczyna się od wytrawnego wokalu Mike'a i sprytnie przechodzi w jeszcze przyjemniejszy ryk Emily. I chociaż to najbardziej popowa propozycja, to na żywo może okazać się kawałkiem, do którego włosem zaczną potrząsać nawet ci, co nie akceptują nowego LP. "Two Faced" to ten utwór, który już po kilku pierwszych sekundach robi nam po prostu dobrze. Takiego Linkin Park potrzebowaliśmy i właśnie na takie granie wszyscy czekaliśmy. Bo Emily nie chce słyszeć o żadnej taryfie ulgowej i chce być rozliczana ze swojego talentu tu i teraz. Ona po prostu czuje się w tych szeregach znakomicie i tego nie ukrywa. Nie próbuje nikogo udawać ani tym bardziej naśladować. "From Zero" to też "IGYEIH", którego gitary romansują tak przyjemnie z mocno melodyjnym popowym brzmieniem, że mamy ochotę na naciśnięcie przycisku, który zapętli nam kawałek. Na wzmiankę zasługuje także "Casualty", ale za to o "Overflow" wolałbym zapomnieć — tutaj za dużo śpiewania podszytego elektroniką, która pewnie świetnie sprawdziłaby w radiostacjach, ale może nie na płycie Linkin Park. Ta płyta to idealne, wręcz bezczelne zamknięcie ust wszystkim niedowiarkom powtarzającym "to już nie jest to samo". Pewnie, że jest. I nawet nie próbuje być, o czym niech świadczy nawet sam tytuł. Ale zamiast narzekać, należy zaakceptować fakt, że gdzieś pomiędzy "In The End", "Numb" czy "Bleed It Out" pojawiły się numery, które Emily wykrzykuje z wielką dumą. Czyżby rockowa rewolucja była kobietą? Widzimy się w lipcu pod openerową sceną ...

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS