Blogs
Home/entertainment/Remigiuszu Mrozie czy wasnie po raz kolejny zostaes debiutantem FELIETON

entertainment

Remigiuszu Mrozie czy wasnie po raz kolejny zostaes debiutantem FELIETON

A gdyby tak wsuchac sie w obawy wszystkich tych u ktorych pierwsza rekcja po skonczonej lekturze "Swiatoczuosci" niejakiego Jakuba Jarno byo "nie ma szans ze to debiut" Autor juz wczesniej mia postanowic ze "nie udzieli zadnego wywiadu i nie bedzie zabiera gosu publicznie". Wywiadow faktycznie nie udziela. Ale gos moze jeszcze zabierze. Kto naprawde kryje sie za jednym z najbardziej tajemniczych debiutow tej jesieni

November 23, 2024 | entertainment

Jak wynika z informacji zawartej w samej książce, Jakub Jarno "jest przekonany, że to nie pisarz jest ważny, ale jego opowieść. I że jedynie kryjąc się w słowach, można sprawić, by te ożyły w umysłach innych". Przyjrzyjmy się więc samym słowom. Próby rozszyfrowania nazwiska autora "Światłoczułości" już podejmowano. Być może jednak lepiej przyjrzeć się pod tym kątem samym bohaterom: Witoldowi Szczombrowskiemu oraz właściwym Szczombrowskim (u których Witold syna jedynie udawał, choć do czasu): Feliksowi i Zofii. Po przeklikaniu kilku, no, powiedzmy kilkunastu tropów i wariantów (faktycznie znaleźć można i wzmiankę o związkach rodu z herbem Sas) — trafi człowiek wraz ze swoją ciekawością w końcu na postać Zofii Szczombrowskiej (ur.1924), pochowanej na cmentarzu komunalnym w Opolu (swoją drogą: kolejny trop z potencjałem). Biorąc za dobrą monetę samo nazwisko, natrafi się w końcu na wzmiankę o innej Szczombrowskiej — nieżyjącej już Walentynie, co ciekawe: ciotce jednego ze wziętych polskich autorów (u którego ilość opublikowanych powieści być może dorównuje już nawet liczbie osób noszących w Polsce rzeczone nazwisko). "Ci, którzy czytali fragment »Ekspozycji«, być może zauważyli dedykację dla mojej Cioci na początku książki. Umieściłem ją tam, bo Ciocia pomagała mnie wychować, opiekowała się mną w dzieciństwie i robiła mi za babcię nie tylko podczas uroczystości szkolnych, ale także w dorosłym życiu. Niestety nie doczekała wydania książki, odeszła wczoraj przed piątą rano, w wieku 88 lat" — napisał ów pisarz w lipcu 2015 r. "Piszę o tym, bo wielu z was czytało "Parabellum", zwracając uwagę na realizm epoki i ładunek emocjonalny . Nigdy nie udałoby mi się ich oddać, gdyby nie opowieści mojej Cioci . Bardzo lubiła je snuć, za każdym razem przeżywała je tak samo, a my wszyscy uwielbialiśmy jej słuchać" — czytamy dalej. "Jedną z takich rozmów zapisałem i chciałbym podzielić się nią z wami. Wprowadzałem tylko drobne poprawki, chcąc oddać najlepiej to, jak ciekawie Ciocia potrafiła opowiadać..." — zachęcał, i choć wpis na blogu jest już nieaktywny (usunięty?), sam post na Facebooku jednak przetrwał i ma się całkiem dobrze. W swojej książce o pisaniu książek wyznał też, że choć matka owej ciotki została skazana przez Sowietów na karę śmierci, ona sama przeżyła piekło wojny. Miała być też jedną z pierwszych recenzentek jego twórczości. Nie popadając jeszcze na tym etapie w paranoję, postanowiłam poszukać dalej. Doczytując z ciekawości to tu to tam (kto zna ten wie, że po poprzestawianiu kilku liter oraz odjęciu i dopisaniu paru kolejnych — z mojego imienia i nazwiska zostaje właściwie samo Sherlock), natrafiam na zabłąkaną w pamięci informację, że Podejrzewany Pisarz pisanie pod pseudonimem ma już właściwie przećwiczone i całkiem dobrze opanowane . Pod pseudonimem skrywał się już przez przeszło rok, wydając przed paroma laty pod zmienionym nazwiskiem trzy powieści. Mowa o znanym cyklu kryminalnym, którego akcja została osadzona na Wyspach Owczych. Sam utrzymywał, że koniec końców zdecydował się na ujawnienie prawdziwej tożsamości, ponieważ mieszkańcy rzeczonych wysp zaczęli się ponoć dowiadywać, kto naprawdę był autorem kryminałów. Na swojej stronie internetowej tłumaczył później, że — podobnie jak Stephen King i J. K. Rowling — "chciał się sprawdzić jako debiutant" . "Chciałem, by tajemnica utrzymała się jak najdłużej. Wydawało mi się, że jeśli stworzę Farera, a nie Polaka, nikt nie dojdzie prawdy — autor będzie wszak mieszkał na tak odległym archipelagu, że nie sposób będzie zweryfikować, czy jest tam naprawdę. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że na miejscu znajdą się osoby, które rozpoczną śledztwo... i będą wnikliwe bardziej niż Chyłka i Forst razem wzięci". Bynajmniej nie posądzając się wciąż o większą wnikliwość niż u Chyłki i Forsta razem wziętych, odkładam temat na kilka dni, by po jednym z dyżurów spróbować znów jednak poszukać dalej. Gdzie i w jakich okolicznościach nie rzucić hasła "Myśliwski" , istnieje spora szansa, że rozmówca rzuci niby od niechcenia w trakcie rozmowy, że "w tym kraju 97 proc. pisarzy chce pisać jak Myśliwski". Takich danych nie mam, nie wiem też, czy chciałabym mieć, skłonna jestem jednak przychylić się do takiej opinii. Wracając na chwilę do samej "Światłoczułości" — "Czy autobiograficzna, pytasz? A która powieść taka nie jest? Jak fikcji szukasz, czytasz literaturę faktu. Jak prawdy, sięgasz po powieść. (...) Mogłem bohatera inaczej nazwać, tobym nie musiał latami w wywiadach opowiadać, że nie o mnie książka. Każdy pisarz, co tak mówi, umyślnie albo nie, ale mija się z prawdą. Ja początkowo mówiłem nieumyślnie, potem już jednak z premedytacją, żeby mi spokój dali. Dopiero później zrozumiałem, że przecież nie dla nich w ogóle to pisałem". Każdy, kto tygodniami po zakończonej lekturze "Traktatu o łuskaniu fasoli" chodził nieco ogłupiały, zadając sobie nad stygnącą kawą wciąż jedno i to samo pytanie — czy jeszcze kiedykolwiek przeczytam taką książkę? — z pewnością wyłapie echa myśliwskowszczyzny w wielu miejscach "debiutanckiej powieści Jakuba Jarno". Sam Myśliwski przy wielu okazjach powtarzał, że "to nie pisarz jest ważny, ważne są jego dzieła". Zawsze też otwarcie protestował, gdy w kolejnych powieściach usiłowano doszukiwać się jego wątków autobiograficznych. Zestawiam więc nazwisko Podejrzewanego o Debiut Pod (Kolejnym) Pseudonimem Autora z nazwiskiem Myśliwskiego. Nie dość, że w wywiadach nazywał go wprost "arcymistrzem słowa" (w innym kończy całą rozmowę cytatem: "jak pisał Wiesław Myśliwski, człowiek życia sobie nie wybiera, życie samo wybiera człowieka") — natrafiam też na link do TOP10 polecanych książek przez owego autora (na stronie Empiku). Ów top wieńczy jak następuje: "Na koniec perełka. Jaka jest najlepsza polska książka ostatnich kilkudziesięciu lat? A może najlepsza w ogóle? Mnie odpowiedź na to pytanie nie nastręcza wielkiej trudności, bo miałem przyjemność przepaść na dobre w » Traktacie o łuskaniu fasoli « Wiesława Myśliwskiego . To nie tylko pięknie napisana, głęboko refleksyjna powieść, ale także przykład na to, że monolog jednego człowieka może porwać nas bardziej, niż najlepszy kryminał" — czytam. Zanim moja paranoja zajdzie jeszcze dalej i stracę kolejne googlo-godziny na wertowaniu, pomyślałam, że prościej będzie jednak podjąć ryzyko (a chyba można bez wstydu zadać takie pytanie autorowi, który miał już na koncie powieści opublikowane pod pseudonimem?) — i właśnie zapytać. Więc pytam. Remigiuszu Mrozie, czy właśnie po raz kolejny zostałeś debiutantem?

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS