entertainment
"Radykalne Oko" o sztuce ktora przemienia i prowokuje
Jest dla mnie wielka satysfakcja ze Andrzej Turowski otrzyma te nagrode i ze jest to nagroda dla ksiazki o sztuce. To czowiek piszacy z wielka pasja ktora zreszta nie gasnie i z wielkim temperamentem. Zadne akademickie nudziarstwo podkresla prof. dr hab. Maria Poprzecka polska historyk sztuki komentujac sukces dwutomowego wydawnictwa "Radykalne oko" podczas X jubileuszowej edycji konkursu o Nagrode im. Prof. Tadeusza Kotarbinskiego.
Paweł Piotrowicz: Co czyni książkę "Radykalne oko" w pani oczach tak wyjątkową? Prof. dr hab. Maria Poprzęcka: Jest dla mnie wielką satysfakcją, że Andrzej Turowski otrzymał tę nagrodę i że jest to nagroda dla książki o sztuce. W dodatku wcale niełatwej, dotykającej różnych skomplikowanych i wciąż na nowo rewidowanych problemów XX-wiecznej awangardy, a nie przypadłości życiowych Strzemińskiego, Kobro, Themersonów czy Teresy Żarnower. To budzi wielki szacunek, patrząc też na inne pozycje konkursowe. Jest to książka w ogromnej mierze teoretyczna, niehistoryczna, będąca przede wszystkim bardzo poważną rewizją tego wszystkiego, co na temat awangard XX-wiecznych pisano i mówiono. Okazuje się, że profesor Turowski, wybitny uczony polskiej historii sztuki i autorytet w zakresie XX-wiecznych awangard, autor czynny od bardzo wielu lat, zdolny jest do rewizji swojej postawy badawczej i od pewnego czasu nieustannie przepracowuje nie tylko to, co pisał, ale także to, co myślał w poprzednich dziesięcioleciach. To się bardzo rzadko zdarza. Na ogół z wiekiem kostniejemy przy swoich przekonaniach, natomiast tutaj mamy będącą przedmiotem, najwyższej pochwały postawę krytyczną wobec własnych poglądów i publikacji. Nie chodzi bynajmniej o skreślanie dorobku, tylko o dokonanie jego oglądu zupełnie innym, radykalnym okiem, przywołanym w tytule. Oba tomy "Radykalnego oka" robią niesamowite wrażenie także pod względem ilustracji, których jest tam ponad trzysta. Dlatego wydanie tej książki było wielkim osiągnięciem zarówno dla autora, jak i wydawnictwa, którym z jednej strony jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, a z drugiej gdańskie Słowo/obraz terytoria. Zdobycie praw do tylu reprodukcji jest trudne, gdyż wymaga zgody instytucji lub osób mających prawa do prac danego artysty, co wymaga naprawdę dużej pracy i autorów i edytorów. Muzea, galerie czy spadkobiercy czasami dają bezpłatne prawo do reprodukcji, ale bywa, że żądają sporych pieniędzy. Książka ma wielu bohaterów. Czy któryś w pani oczach zasługuje szczególnie na to, by jego lub jej twórczość przedstawić np. młodemu pokoleniu? Jeśli chodzi o herosów sztuki awangardowej, tak bardzo różnych, mamy tutaj dwóch: Strzemiński i Witkacy. Oczywiście marzylibyśmy o tym, żeby ci panowie się poznali i spotkali, starli ze sobą; to zderzenie byłoby naprawdę czołowe. Co prawda gdy spotkali się przypadkowo w Zakopanem, nie zrobili na sobie żadnego wrażenia. Witkacy skwitował to wzmianką, że był u niego malarz, który nie ma ręki ani nogi. A aż prosi się, aby przedstawić ich w duopolu, na "dwóch krańcach bogi", bo są do siebie absolutnie niepodobni, a obaj bardzo radykalni. Kompletnie inne osobowości, inne malarstwo, wszystko całkowicie inne. Andrzej Turowski unika takiego przeciwstawienia, które kusi, ale jest w gruncie rzeczy zbyt łatwe. Pomiędzy nich wprowadza małżeństwo Themersonów, które rozbija ten duopol, pokazując, że można było być radykalnym w zupełnie odmienny sposób, nie robiąc wokół siebie tyle szumu, jak Witkacy, i nie zmagając się tak straszliwie z własną sztuką i z własnym życiem, jak Strzemiński. Można tworzyć awangardowe filmy, awangardowe książki, pozostając całkowicie niezależnym. Themersonowie są być może najbliższymi dadaizmowi polskimi artystami, mniej znanymi, bo od II wojny światowej żyjącymi na emigracji w Londynie. I to mi się właśnie bardzo podoba, że Turowski wprowadza owe tertium quid — trzecią, inną awangardową możliwość. Dramatyczny, ale uproszczony, dwuwartościowy obraz awangardy niweluje wprowadzeniem trzeciej wartości. Perspektywa czołowego starcia dwóch bogów polskiej awangardy okazuje się bardziej skomplikowana i bliższa pogmatwanej materii awangardowej twórczości i splątanych ludzkich życiorysów. Zna się pani z profesorem od lat. Da się w kilku zdaniach opisać, jakim jest naukowcem? Poza tym, że zdolnym do rewizji własnych poglądów. Autor "Radykalnego oka" zawsze był radykalny. Jego radykalizm brał się także z tego, że Andrzej Turowski, zanim kilkadziesiąt lat temu wyemigrował z Polski, był nie tylko historykiem czy krytykiem sztuki, ale też bardzo aktywnym aktorem życia artystycznego. Związany był przede wszystkim z Galerią Foksal, w latach 70. najbardziej awangardową instytucją, zresztą właściwie cudem działającą i mającą dużą swobodę działania. Postawienie granicy pomiędzy pracą badawczą czy naukową a uczestnictwem w życiu artystycznym w przypadku Turowskiego jest więc bardzo trudne. To człowiek piszący z wielką pasją, która zresztą nie gaśnie, i z wielkim temperamentem. Żadne akademickie nudziarstwo. Nigdy nie było to beznamiętne, lecz nasycone emocjami, których absolutnie nie należy mylić z egzaltacją. Mówiąc skrótowo, prof. Turowski zajmuje się w książce problemami związanymi z modernizmem i z katastrofizmem, a katastrofizm to postawa wynikająca z przekonania czy przeświadczenia o pewnej nieuchronnej zagładzie. Dziś wydaje się szczególnie aktualna. Taki fatalizm w skrajnej formie widzimy dziś w postaci blokad ulic czy oblewania obrazów zupą przez aktywistów Ostatniego Pokolenia. Sama nazwa tego ugrupowania jest katastroficzna, bo sugeruje, że po nas nie będzie nic i tylko naszymi desperackimi działaniami alarmujemy, że stoimy nad przepaścią. Moim zdaniem są to działania bezsensowne, bo przeciwskuteczne. Podzielam i rozumiem idee, odrzucam metody. Wandalizmu katastroficznego nie znajdziemy nawet przed samą II wojną światową. Jako ludzie przyglądający się sztuce i artystom wiemy, że artyści czy w ogóle ludzie twórczy, jak pisarze i poeci, są sygnalistami – i nieważna jest tu ich wybitność lub jej brak. Czują jakby więcej, widzą dalej, słyszą nawet szepty. Nie chcę mówić, że są prorokami, bo to romantyzm był epoką wieszczów. Współczesne określenie "sygnaliści" wydaje mi się najwłaściwsze, bo oni w pewien sposób przeczuwają, silniej niż inni, że dzieje się coś złego czy coś złego nam grozi. Czują niepokój, jak bohaterzy książki Turowskiego. Czy obcując ze sztuką, jesteśmy w stanie jakoś się do tego zła przygotować? Albo mu przeciwdziałać? Jeśli szuka się zrozumienia czy wyjaśnień, sztuka może bardzo wiele rzeczy objawić. Z drugiej strony, może wywołać zupełnie inne niepokoje i pytania. Zmuszanie do ich stawiania – a nie tylko do powtarzania gotowych odpowiedzi – jest zresztą jednym z zadań sztuki krytycznej. Mnie jako osobie, która bardzo krytycznie patrzy na cały system nauczania, nie tylko w polskiej szkole, marzy się, żeby oceny w nauczaniu wystawiano właśnie za stawianie pytań, a nie dawanie odpowiedzi. Może to utopijne, ale nie wykluczam, że do takiego przestawienia wektora nauczania o 180 stopni kiedyś dojdzie. Może sztuka będzie miała w tym udział. W nawiązaniu do tytułu książki... Czy sztuka powinna być radykalna? Sztuk jest bardzo wiele. Sztuka jest tak wieloaspektowa i wielofunkcyjna, że może spełniać bardzo różne role. Może być radykalna, propagandowa, zaangażowana, ale również hedonistyczna, za swój cel widząca tylko przyjemność oka. Henri Matisse mówił o swojej sztuce, że chce, żeby była dla oka jak wygodny fotel. Dla twórców, o których pisze w książce Andrzej Turowski, sztuka na pewno nie miała być jak wygodny fotel. Przeciwnie, ona powinna być jak krzesło najeżone gwoździami, na którym nie można spokojnie usiąść. "Niepokój", który pada w podtytule, jest tutaj bardzo istotny. Mówimy o sztuce, która ma ten niepokój budzić. Nie tylko prowokuje do przyjrzenia się własnym poglądom, ale zmusza czytelnika do tego, żeby niekoniecznie zgadzał się z autorem. Profesor Turowski nie narzuca despotycznie swoich sądów. Pokazuje cały proces przyglądania się, powstawania i utrwalania się pewnych poglądów, na które po pewnym czasie – dysponując inną świadomością i wiedzą, a przede wszystkim żyjąc w innych czasach – trzeba spojrzeć w zupełnie innym świetle. My inaczej widzieliśmy awangardę początku wieku XX w. 50 lat temu, a inaczej widzimy ją w tej chwili, kiedy dzieli nas już od niej ponad stulecie. Świat się zmienia. Tak, jak i sztuka. I na tym zresztą chyba polega jej żywotność, że kolejnym pokoleniom dysponującym zupełnie innymi doświadczeniami, poglądami i potrzebami zapewnia co innego. Bo my sztuki potrzebujemy do różnych celów. On zmienia się dlatego, że zmieniają się nasze oczy, spojrzenia, rozumienia i potrzeby tego, czego od niej oczekujemy. Czy radykalizmu, wezwania na barykady, do walki o coś? A może właśnie do odpoczynku, przyjemności, pokazania urody świata... To jest też jedna z funkcji, którą sztuka pełni – otwiera oczy na piękno świata, krajobrazu, ludzi, jak i pewnych idei, kiedy je prezentuje. A kiedy sztuka prowokuje, nie jest też asumptem do tego, żeby podjąć dyskusję na taki czy inny temat? Oczywiście, na tym polega istota sztuki krytycznej. Nie każda awangarda była sztuką krytyczną. Różnie to wyglądało, tych awangard mieliśmy bardzo dużo, mających wiele odcieni. Natomiast to jest jedno z zadań, które stawia przed sobą sztuka krytyczna – zacytuję nieżyjącego już bliskiego przyjaciela profesora Turowskiego, prof. Piotra Piotrowskiego, także wybitnego badacza awangard – żeby wybijać nas z naszych nawyków myślowych i naszych przyzwyczajeń mentalnych. Z jakich nawyków myślowych i przyzwyczajeń mentalnych wybija nas banan przyklejony taśmą do ściany, czyli instalację "Komediant" sprzedaną niedawno na aukcji za ponad sześć mln dolarów? Maurizio Cattelan jest artystą, który potrafi bardzo dotkliwie kpić i to jest kpina z rynku sztuki – z tego, że w tej chwili chyba najważniejszą funkcją jaką pełni sztuka, jest nie tylko lokata kapitału, bo od bardzo dawna tak było. Władcy, którzy gromadzili ogromne zbiory, nie robili tego z miłości do sztuki, tylko z obowiązku tezauryzacji, który na nich spoczywa. Władca ma nie tylko zużywać środki, ale także je gromadzić, a jak wiadomo, sztuka jest bardzo dobrym zasobem także materialnych wartości. Natomiast w tej chwili to, co na temat sztuki prezentowane jest w mediach i w efekcie dociera do ludzi, to przede wszystkim rekordy aukcyjne. I w tej chwili dla zwykłego świadka tego, co się dzieje, niespecjalnie zagłębiającego się w problemy artystyczne, sztuka jest przede wszystkim elementem jakiejś zupełnie niezrozumiałej, szalonej spekulacji giełdowej. I aukcyjnego spektaklu, połączenia ceremoniału z napięciem. W nawiązaniu do Cattelana, słyszymy takie krytykujące jego instalację argumenty: "Każdy może sobie przykleić sztucznego czy prawdziwego banana do ściany". Zawsze tak mówiono, odkąd się pojawiła taka sztuka, która nie wymagała określonych umiejętności profesjonalnych czy dobrego warsztatu. "Każdy tak potrafi". No okazuje się, że nie każdy. Owszem, każdy może sobie przykleić banana, ale najtańszy owoc, za który zapłacono absurdalną sumę, przykleił Maurizio Cattelan, czyli artysta sprzedający własną markę "Cattelan", która jest bardzo droga. On mógł sobie pozwolić, żeby tym, którzy mu zapłacą, zagrać na nosie. Zapłacono za coś, co po dwóch dniach będzie zepsute. I wtedy właściciel może kupić w sklepie nowy banan i przykleić go srebrną taśmą. Nowy banan, dzieło to samo. Fenomenem naszych czasów jest street art Banksy'ego, artysty także prowokującego, reprezentującego też dość oryginalne poczucie humoru. Banksy jest jednak twórcą bardzo zaangażowanym. I również pozwala sobie na drwinę z rynku sztuki, jeśli spojrzymy na odbity na papierze szablon, oprawiony w ramę, która w pewnym momencie licytacji miała włączyć mechanizm tnący arkusz na paski. I taki pocięty kawałek papieru z szablonowym rysunkiem, nawet nie ręcznie wykonanym, okazał się jeszcze droższy. Zakładając, że my jako cywilizacja potrwamy jeszcze dosyć długo – tutaj prognozy są różne – jak pani zdaniem będzie się patrzyło także właśnie przez pryzmat sztuki i różnych trendów na to, co dzieje się teraz? Innymi słowy na jakim etapie my jesteśmy i czy w ogóle będzie go można jakoś nazwać? Jestem przeciwna dzieleniu sztuki na etapy, okresy czy periody, ponieważ sztuka nie jest jednoliniowym biegiem. To nie jest rzeka, która sobie spokojnie płynie. To rzeka, do której docierają ciągle jakieś dopływy, bardzo różne, niektóre nawet toksyczne. To rzeka kręta, napotykająca na zapory, przeszkody, niosąca ze sobą masę odpadów i śmieci, ale jednocześnie wodę, która jest niezbędna do życia. Widzę sztukę raczej jako wielką, rozlaną deltę niż nurt ujęty w betonowe obrzeża. Mamy teraz w sztuce wyjątkowy tygiel? Zawsze trochę mieliśmy, tylko dzisiaj tych sztuk jest straszliwie dużo i tego nie ogarniamy. Nikt nie jest w stanie objąć całości produkcji artystycznej, pomimo technologicznych możliwości. A ludzie mają potrzebę uporządkowania zjawisk, racjonalizowania ich, bo wtedy zyskują nad nimi panowanie, pozór władzy własnego rozumu. Istniejący chaos przynajmniej niektórych prowokuje do wprowadzenia jakiegoś ładu. Historia sztuki jako nauka akademicka ma 200 lat, bo pierwsze katedry uniwersyteckie zaczęły powstawać w Niemczech w latach dwudziestych XIX w. I chociaż jak na humanistyczny kierunek jest to młoda nauka, doczekała się kilku systemów porządkujących, począwszy od periodyzacji wedle stylów, która do dziś mocno się trzyma w języku potocznym i w popularyzacji sztuki. Takie nazwy, jak gotyk i renesans, tak bardzo wrosły w język, że nie dadzą się już wykorzenić i wymazać. A przecież wiemy, że określenie renesans jest tak wieloznaczne, iż właściwie nic nie znaczy. To są konstrukty XIX-wiecznej historii sztuki, które pozwalały jakoś chronologizować i klasyfikować materiał. Musimy też pamiętać, że znajomość materiału historycznego, mimo że historia sztuki wartko się wtedy rozwijała, była znacznie skromniejsza niż obecnie. Albert Einstein przekonywał, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona. Czy pani by się z nim zgodziła? Oczywiście. Zresztą, Einstein innymi słowy potwierdził starą prawdę z "Poetyki" Arystotelesa — że poezja jest bardziej filozoficzna od historii. To gruncie rzeczy to samo – to, co jest kreacją, twórczością, czymś opartym na wyobraźni czy z niej płynącym, jest prawdziwsze i ważniejsze niż to, co możemy wyszperać w archiwach. Einstein mówił też, że najpiękniejszą rzeczą, jaką możemy odkryć, jest tajemnica. I tu się nasuwa pytanie: czy w sztuce chodzi o złapanie króliczka czy jego gonienie? To zależy od tego, czego się od sztuki oczekuje. Jedni chcą mieć tego króliczka złapanego, zamkniętego w siatki kierunków, —izmów, trendów, cen rynkowych i tak dalej. Króliczka oprawionego w ramy i powieszonego, w każdym razie ujętego w katalogach. Inni wolą to, co się dopiero objawi za horyzontem, jeśli będziemy mieli odwagę się tam wypuścić.
PREV NEWSNiecodzienne sceny w "Pytaniu na sniadanie". Gorska nie tego spodziewaa sie po Nowickim
NEXT NEWSZnamy stawki za udzia w produkcji TVP. Poszukuja osob "bez obcego akcentu"
Trojanowska od 45 lat jest mezatka. Wyznaa jak utrzymuje iskre w zwiazku
Izabela Trojanowska juz w latach 80. bya krolowa polskiej sceny. Juz wtedy artystka zwiazaa sie matematykiem Markiem Trojanowskim ktoremu od lat jest wierna. W najnowszym wywiadzie wyznaa co jest sekretem ich zwiazku.
By Zuzanna SzelochNicole Kidman bya caa we zach. Mowia o ukochanej mamie
W swietle reflektorow Palm Springs Convention Center Nicole Kidman otrzymaa prestizowa nagrode International Star Award przyznana jej podczas Miedzynarodowego Festiwalu Filmowego w Palm Springs. Emocjonalny moment dla gwiazdy ktora zadedykowaa to wyroznienie swojej niedawno zmarej matce.
Ekspert od mowy ciaa przeanalizowa gesty Meghan Markle i ksiecia Harry'ego
Netflix zaprezentowa zwiastun nowego serialu Meghan Markle "With Love Meghan". W krotkiej zapowiedzi uchwycone zostay gesty i mimika ksiecia Harry'ego oraz jego zony ktore eksperci od mowy ciaa poddali szczegoowej analizie.
Katie Price oslepia snieznobiaym usmiechem dumnie prezac powiekszony po raz SIEDEMNASTY biust
Katie Price sprawia wrazenie jakby nawet na chwile nie opuszczaa kliniki chirurgii plastycznej. Celebrytke mozna byo jednak spotkac w miniony wtorek na imprezie z okazji premiery reality show. Zabiegajac o kolejne fotki pocaowaa kolezanke na oczach licznie zebranych paparazzi.
Jessica Alba i Cash Warren ROZSTALI SIE po 17 latach mazenstwa
Jessica Alba stanowia dla wielu wzor szczesliwej zony i matki. Wydawao sie ze nic nie jest w stanie zakocic rodzinnej sielanki aktorki i jej meza. Jak donosza amerykanskie media ich trwajacy od prawie 17 lat zwiazek mazenski juz wkrotce przejdzie do historii.
Odrzuci miss. Kim sa pozostae kandydatki ktore rywalizuja o serce Mateusza z "Zony dla Polaka"
Show "Zona dla Polaka" juz wzbudzi sporo kontrowersji. Do nadawanego przez TVP randkowego programu zgosio sie czterech mezczyzn mieszkajacych w Chicago. A kim sa kobiety ktore chca zdobyc ich serca Oto kandydatki Mateusza.