Static Ad
Static Ad
Blogs
Home/entertainment/Pedro Almodovar dla Onetu spotkalismy sie by zaakceptowac smierc WYWIAD

entertainment

Pedro Almodovar dla Onetu spotkalismy sie by zaakceptowac smierc WYWIAD

Dla tych ktorzy naprawde wierza Bog jest jedynym zrodem zycia i jako taki jest jedyna osoba ktora ma prawo odebrac to zycie. Dlatego eutanazja bezposrednio atakuje te przekonania. ... Prosibym te osoby ktore ze wzgledu na swoja wiare nie rozumieja eutanazji aby uszanoway osobe ktora podejmuje tak osobista decyzje mowi Onetowi w wyjatkowej rozmowie Pedro Almodovar. Jego anglojezyczny debiut "W pokoju obok" otrzyma Zotego Lwa na festiwalu w Wenecji. Film w polskich kinach od 27 grudnia.

December 25, 2024 | entertainment

Mariola Wiktor: Dlaczego zdecydowałeś się nakręcić film "W pokoju obok" po angielsku? Czy dlatego, że angielski brzmi poważniej, mniej melodramatycznie, niż język hiszpański? Czuje się różnice kulturowe, słuchając aktorek mówiących po angielsku. Czy to ci pomogło? Pedro Almodóvar: Język angielski jest bardziej syntetyczny niż hiszpański, ale to nie było głównym powodem tego, że nakręciłem ten film po angielsku. Dzięki temu mogłem pracować z Julienne Moore i po raz kolejny z Tildą Swinton. Ten bardziej surowy, skondensowany język wpływał na sposób, w jaki mogłem reżyserować aktorki, robić to lepiej, uchwycić ich ton. Łatwiej mi było unikać przesady, kwiecistości retorycznej. Na przykład często w moich wcześniejszych filmach hiszpańskich wykorzystywałem piosenki, a tutaj z nich w ogóle zrezygnowałem. To jest bardzo dramatyczna historia i dzięki temu, że ona jest kręcona po angielsku, udało mi się uniknąć sentymentalizmu, melodramatyzmu. Gratuluję filmu! To dla mnie piękna, poruszająca historia o towarzyszeniu w odchodzeniu. Dziękuję! Mam dwa pytania w jednym. Czy jesteś już teraz w stanie zaakceptować myśl o śmierci i jak ten film zmienił twój stosunek do odchodzenia? To bardzo osobiste pytania. Jeśli chodzi o mnie, to ja wciąż nie czuję się zbyt dojrzały w tej materii. Jestem trochę jak dziecko. Nie akceptuję śmierci. Czuję tak jak bohaterka Julianne, która mówi na początku filmu, że nie rozumie, dlaczego coś, co jest żywe, musi umrzeć? Śmierć to nie jest stan czy proces całkowicie naturalny dla mnie. Jednak w filmie nie próbowałem poddawać go żadnej intelektualnej analizie. To jest tylko mój film. Realizowanie go pomogło mi jednak zbliżyć się do tego tematu, do idei śmiertelności i samej śmierci. Ingrid, pisarka, bohaterka Julienne Moore, która boi się śmierci, jest ci bliższa, niż Martha postać Tildy Swinton, która jako korespondentka wojenna nieraz zaglądała jej w oczy? Tak, podobnie jak Ingrid boję się śmieci, tak jak wielu z nas, ale oboje zbliżyliśmy się w tym filmie do niej. Szczególnie w drugiej części filmu, kiedy akcja rozgrywa się już w wynajętym domku wśród natury, poczułem, że śmierć jest czwartym bohaterem naszego filmu, jest mocno obecna w naszej kameralnej ekipie. Spotkaliśmy się, by zaakceptować śmierć, może nie w 100 proc., ale na pewno, by poczuć ją bliżej. Czy wierzysz w reinkarnację? Pytam o to, bo ona pomaga oswoić to, co nieuchronne. Ten film mówi nie tylko o śmierci, ale jest także moim stosunkiem do idei reinkarnacji. Moim myśleniem na ten temat. Reinkarnacja nie jest czymś, w co ja jakoś mocno wierzę, ale akceptuję duchowość w ogóle. Wierzę, w to, że ludzie nie do końca znikają wraz ze śmiercią. I wiem to z mojego własnego doświadczenia. Czuję, że na przykład moi rodzice ciągle są moją rodziną, są przy mnie i tu nie chodzi o żadne paranormalne zjawiska czy nadnaturalne fenomeny. Czuję, że oni żyją w moim i moich bliskich życiu nadal, że są w nim obecni. W drugiej części filmu Ingrid Julienne Moore staje się coraz bliższa Marthy Tildy Swinton, ich więź staje się coraz silniejsza. Jedna staje się drugą. To trochę jak w "Personie" Ingmara Bergmana, kiedy mamy do czynienia z transformacją jednej aktorki w drugą. W moim filmie Ingrid staje się silniejsza niż Martha była cały czas. W pewnym sensie Ingrid staje się reinkarnacją Marthy. I ostatecznie ta pierwsza okazuje się zdolna, by porozmawiać z Michele, córką Marthy, która nie ma na to siły. I wyjaśnić Michele skomplikowaną sytuację z przeszłości jej matki. W tym punkcie filmu jestem najbliższy idei reinkarnacji, ale nie w żaden nadnaturalny sposób. Próbuję pokazać, że ci, którzy odchodzą lub odeszli albo są daleko od nas, ciągle żyją wśród nas. Są z nami przez inne osoby. W żadnym innym moim filmie nie byłem tak blisko idei tak pojętej reinkarnacji. Są z nami przez inne osoby. To wspaniała i głęboka refleksja. To jest kolejny poziom reinkarnacji. W tym kontekście Ingrid zgadza się, by stać się jakby "matką" dla Michele, taką, której ta nigdy nie doświadczyła w kontakcie ze swoją matką biologiczną, czyli Marthą. Myślę, że ta ich relacja to historia na inny film i wizualizacja tego, jak pojmuję reinkarnację. Jedna osoba zastępuje drugą. Może napiszę nowy film na ten temat? W sequelu filmu "W pokoju obok", którego na razie nie nakręcę, a który bym nakręcił, Ingrid udałaby się do domu Marthy, który po jej śmierci odziedziczyła i wśród jej mebli, obrazów, przedmiotów codziennego użytku, pamiątek stałaby się nią w swoim ciele, drugą matką dla Michele, kimś, kto zaanektowałby osobowość Marthy, stałby się nią. Mówienie o śmierci to wielki dar. Jak wasza konwersacja: twoja i aktorek Julienne Moore i Tildy Swinton przebiegała na ten temat? Jest mi trudno mówić o śmierci. Może dlatego, że urodziłem się w rejonie La Mancha w Hiszpanii. On słynie z wielkiej kultury na temat śmierci. Kobiety bardziej ją kultywują, to jest bardzo ludzkie. To nie ja, ale moje siostry ją celebrowały. To kobieca kultura przekazywana z matek na córki, a nie z matek na synów, więc moja matka przekazała ją moim siostrom. W tych zwyczajach śmierć traktowana jest w sposób bardzo naturalny, z wielkim szacunkiem dla zmarłego, ale wcale nie jest przerażająca. Ta kultura zanikła, szczególnie w dużych miastach. Tymczasem śmierć jest wszędzie, mamy wojny, nie ogarniam wszystkiego i to jest bardzo bolesne i trudne, choć mam już 74 lata. Każdego dnia chciałbym czuć, że przeżyłem znowu kolejny dzień. Naprawdę nie wiem, co czułem, kiedy kręciliśmy w lesie w domku. Miałem wrażenie, że byliśmy tam we trójkę, ale śmierć była czwartym bohaterem filmu. Ingrid, bohaterka Julienne, a ja wraz z nią, uczyliśmy się, jak żyć z obecnością śmierci. Pod koniec kręcenia filmu czułem się o wiele bardziej z tym, co nieuchronne, oswojony, choć nie do końca i nadal nie wiem, czym jest odchodzenie. To była lekcja, którą postać Tildy dała Julienne i mnie. Po raz pierwszy widzimy... śnieg w twoim kinie. Obserwują go ze szpitalnego pokoju Ingrid i Martha. Otula Nowy Jork. Co ten śnieg oznacza? Tak, to jest chyba pierwszy raz, kiedy śnieg pojawia się w moim kinie. Miałem w moich filmach sceny z pochmurną pogodą, deszczem, ale nigdy ze śniegiem. W Madrycie śnieg jest bardzo rzadkim zjawiskiem, choć teraz klimat się zmienia, a więc nie wiadomo, co się w pogodzie wydarzy. Ten film mówi jednak o śmierci. Byłem bardzo poruszony obrazem Johna Houstona "Zmarli", a zwłaszcza jedną ze scen pod koniec filmu, najpiękniejszą, jaką zapamiętałem, kiedy Angelica Houston, ekranowa Greta, zatrzymuje się, schodząc ze schodów, ponieważ słyszy piosenkę, która przypomina jej dawną miłość i chłopaka, który zmarł na zapalenie płuc, czekając w mroźny wieczór przed jej domem. A potem rozmawia z mężem o tej nocy, kiedy padał śnieg i tę scenę także uwielbiam. To była historia miłosna bardzo smutna. I ten padający śnieg... Mąż Grety przywołuje słowa z powieści "Dublińczycy" Jamesa Joyce'a, na podstawie której nakręcono "Zmarłych". Mówi, że śnieg pada nad zmarłymi i żywymi. W moim filmie to jest ten moment, kiedy obie bohaterki są w szpitalu i obserwują panoramę Nowego Jorku. Padający śnieg to cud, epifania. Według Joyce'a to sytuacja, moment, w którym takie pozornie drobne zdarzenie urasta do rangi wieloznacznego symbolu. Ale dlaczego ten śnieg jest różowy? Właśnie dlatego, że jest cudem. W kinie kolor dodaje znaczeń. Śnieg pojawia się w moim filmie w trzech najbardziej poruszających momentach. Najpierw w szpitalu, potem na spacerze w lesie i na koniec filmu. Dla mnie ten padający śnieg jest także wizualizacją, obrazem reinkarnacji Marthy. Ingrid wraca do tego lasu, o którym mówił James Joyce i adaptuje ten śnieg do siebie. Kiedy mówię o reinkarnacji, to mówię o powrocie do siebie, do chwil, które wspólnie spędziliśmy z tymi, którzy odeszli i których wspominamy. Płatki śniegu pokazują zmianę moich bohaterek i to, że natura w tym procesie reinkarnacji także bierze czynny udział. A Martha w swoich ostatnich dniach pozostaje w bardzo mocnym, żywym kontakcie z naturą. Czy teraz twoje kolejne filmy będą bardziej osobiste? Wszystkie moje wcześniejsze filmy wyrastają z moich osobistych doświadczeń, także kinowych olśnień, które mnie poruszyły, sprowokowały. Filmy inne i moje własne dostarczają mi narzędzi, którymi pracuję. Na przykład moje postaci z "Wysokich obcasów". Kiedy Rebecca, bohaterka Victorii Abril, opowiada Becky, swojej matce granej przez Marisę Perdes, jej własną historię związku i o swojej frustracji, jest w tym wiele z moich osobistych doświadczeń. Wszystkie moje filmy wynikają z wpływu innych dzieł filmowych, z tego, co widzę, co oglądam, co słyszę, ale w bardzo aktywny sposób. Głównie chodzi o styl, dzięki któremu udaje mi się budować moje postaci, rozwijać akcje. Nigdy jednak nie próbuję dosłownie imitować czyjegoś stylu. Myślę, że nie potrafiłbym nawet tego robić. To musi być coś, co czuję. Jaki jest twój stosunek do powieści Sigrid Nunez "Pełnia miłości", na podstawie której powstał scenariusz filmu "W pokoju obok"? Czy film jest jej wierną adaptacją, czy wprowadziłeś wiele zmian? Prawdę mówiąc, jako adaptator powieści jestem w ogóle bardzo niewierny. Jednak ze wszystkich ekranizacji najbliżej literackiemu pierwowzorowi byłem, ekranizując film "Julietta" i właśnie "W pokoju obok". Nie mogę jednak dokładnie powiedzieć, ile procent jest moich, a ile z powieści. W książce Nunez nie znajdziemy rozmów o śmierci ani tego, jak Ingrid zareagowała na wiadomość o terminalnej chorobie Marthy. Nie ma także w powieści epizodu z policjantem grożącym Ingrid konsekwencjami za eutanazję. A to jest moment, w którym Ingrid przejmuje siłę Marthy. Nie ma też w książce strachu Ingrid przed śmiercią. W powieści obie kobiety spotykają się w barze w Nowym Jorku koło placu Lincolna, nie w szpitalu. Chodziło o zawiązanie akcji w bardziej przyjaznym miejscu. W jakim zatem momencie lektury poczułeś, że to jest temat na film? To, co mnie w tej książce poruszyło i sprawiło, że podjąłem się realizacji filmu, to prośba Marthy, by Ingrid zechciała jej towarzyszyć w ostatnich chwilach. Natomiast z książki wziąłem kwestie Damiana, granego przez Johna Turturro, niegdyś kochanka obu bohaterek, obecnie przyjaciela, człowieka wygłaszającego kwestie na temat prawicy, neoliberalizmu, zmian klimatu. Nie da się dokładnie zaadoptować powieści do filmu, bo w książce Ingrid mówi o wielu rzeczach, np. o tym, że przyjeżdża do Bostonu, wynajmuje mieszkanie itd. A tego nie ma w filmie. Dopiero kiedy Ingrid pojawia się w szpitalu, od tego momentu ta powieść zaczęła mnie interesować. Więcej niż połowa powieści jest w filmie. Kiedy jednak trzeba zdefiniować temat, to idę tropem problemu, nie książki. Kiedy piszę scenariusz, już nie zaglądam do książki, nie czytam jej po raz kolejny. W adaptacji wybierasz podstawowy temat i idziesz za nim, podążasz za nim, eliminując wątki poboczne, które go nie rozwijają. Obie bohaterki wspominają w filmie swoją szaloną młodość z lat 80., imprezy, włóczenie się po mieście, przedkładanie przyjemności nad życie rodzinne, obowiązki domowe. Czy to także powrót do czasów twojej burzliwej młodości? Do ludzi, których wtedy poznałeś? Tak. Ja myślałem o moich dwóch przyjaciółkach z czasów młodości, one obie były dziennikarkami i pracowały w tych samych mediach. To były oczywiście dziennikarki hiszpańskie. Nie wiem, czy ich życie wyglądało podobnie, jak ich koleżanek po fachu w mediach amerykańskich i w Nowym Jorku? W Hiszpanii lat 80. nasze bogate życie towarzyskie toczyło się głównie w nocy, wtedy zdarzało się wszystko, co ważne. Dużo imprezowaliśmy. Realizowaliśmy się także artystyczne. Teraz nie wypada mówić, tak jak Martha, że kiedy bardzo młodo zaszła w ciążę, to wolała życie towarzyskie i pracę zawodową nad obowiązki macierzyńskie. To była jej decyzja, żyła intensywnie, ciekawie, fascynująco i płaciła za to wysoką cenę, zwłaszcza w późniejszych relacjach z dorosłą córką. Kiedy Martha zachorowała, było już za późno, by wytłumaczyć córce, dlaczego ją zaniedbywała jako matka, jeżdżąc na wojny. Tak, to było życie hedonistyczne. Lata 80. to czasy wielkiej wolności, choć grasowało AIDS. Okres niesamowitej intensywności życia, kolorów, zabawy, pracy, zachłyśnięcia się sztuką. To była indywidualna wolność. Życie nocne było naszym uniwersytetem. "W pokoju obok" to dramat głęboki i bolesny. Jak myślisz, dlaczego twoja filmografia, wliczam w to także "Porozmawiaj z nią" oraz "Ból i blask", zmieniła się z komedii obyczajowych w melancholijną refleksję o przyjaźni, chorobie, samotności, przemijaniu i śmierci? Myślę, że jest to po prostu spowodowane upływem czasu. Nakręciłem już 23 filmy i wielokrotnie miałem okazję wyładować się w szalonych latach 80., kręcąc bardzo ekstremalne, pełne humoru tytuły. I przychodzi taki moment, kiedy ty sam wyraźnie się zmieniasz, fizycznie nie masz już 20 lat i twoje obawy też są inne. Z tego powodu w tym momencie bardziej pociąga mnie tworzenie zamkniętej, surowej narracji niż kreacja barokowa, co zresztą robiłem już wielokrotnie. Co więcej, zajmowanie się tymi tematami jest dla mnie nowością i dlatego bardziej mnie uwodzi. Stąd treść jest zdecydowanie poważniejsza i mniej zabawna niż w latach 80. To prawda, że "W pokoju obok" rozmawiamy i rozmyślamy o śmierci. Jest to temat, który bardzo mnie interesuje, ale starałem się to zrobić w jasny sposób, bo bohaterka, która ma umrzeć, robi to, bo tak zdecydowała. To akt witalności i odwagi. Starałem się więc nie robić depresyjnego i ponurego filmu, nic z Hanekego, ale obraz, który jednak niesie nadzieję i daje siłę. Twoja bohaterka decyduje się zakończyć swoje życie na własnych zasadach. Czy swoim filmem chciałeś powrócić do debat o prawie do eutanazji? Tak, dla mnie eutanazja to bardzo ważny temat, o którym trzeba rozmawiać . Na szczęście mamy prawo, które to umożliwia. Nie da się tego zrobić bezpośrednio, ale musi interweniować lekarz, który poświadczy, że pacjent znajduje się w stanie, w którym życie oferuje mu jedynie ból i musi wyrazić zgodę. Jesteśmy czwartym krajem w Europie, w którym obowiązuje to prawo od czasu jego zatwierdzenia w czerwcu 2021 r., jednak nie każdy ma takie prawo. Logicznie rzecz biorąc, rozumiem debatę, ale jest to prawo człowieka, do którego należy podchodzić humanitarnie, a polityka ma pod tym względem problemy. Religia ma znacznie trudniej. Dla tych, którzy naprawdę wierzą, Bóg jest jedynym źródłem życia i jako taki jest jedyną osobą, która ma prawo odebrać to życie. Dlatego eutanazja bezpośrednio atakuje te przekonania. Większość ludzi, podobnie jak ja, uważa, że istoty ludzkie są właścicielami swojego życia: przeżycia go i zakończenia. Prosiłbym te osoby, które ze względu na swoją wiarę nie rozumieją eutanazji, aby uszanowały osobę, która podejmuje tak osobistą decyzję, nie musi to ich dotyczyć. Czy wierzysz, że ten świat, w którym teraz żyjemy, tak niespokojny, tak skonfliktowany zmieni się na lepszy? Próbuję być optymistą. Almudena Grandes, jedna z najznakomitszych hiszpańskich pisarek, już niestety nieżyjąca, zadedykowała mi jedną ze swoich książek i napisała, że optymizm jest najlepszą metodą niepoddawania się. I ja też tak myślę. Kiedy byłem mały w La Manczy było wielu ludzi przychodzących do naszego domu. Nie wiem, czy byli to pielgrzymi, czy biedni ludzie i normalne było, że pukali do drzwi. Moja mama zawsze dawała im to, co miała, ale nigdy nie traktowała ich jak wrogów, z którymi trzeba walczyć. Nie jestem katolikiem, ale podobno jest przykazanie, które mówi o pomaganiu bliźniemu. Ale tak się nie dzieje, wręcz przeciwnie. Dlatego chciałam nakręcić film o otwieraniu ramion, a nie o ich zamykaniu. Mam dość mowy nienawiści, uważam, że na nią nie zasługujemy. Czy filmy to twoje dziedzictwo? Nie mam dzieci. Mam koty i filmy, i traktuję je tak, jakby były moimi dziećmi. Mój związek z kinem jest coraz bardziej pełen pasji. Co jest gorsze, bo ty się starzejesz, a film staje się coraz młodszy. Teraz jestem w trakcie romansu z "W pokoju obok", który zakończy się, gdy zaprezentujemy go na festiwalach. A najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, gdy masz historie miłosne, z którymi się żegnasz, jest niewierność i rozpoczęcie nowej. Dlatego już niedługo zacznę myśleć o kolejnym. Właściwie to już to robię, ale niech to na razie pozostanie tajemnicą.

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS