entertainment
Liczy sie jakosc. Najlepsze pyty 2024. Muzyka zagraniczna TOP 10
W dynamicznie zmieniajacym sie krajobrazie muzycznym gdzie TikTok sta sie nieoczekiwanym maestrem globalnych tendencji coraz trudniej jest nadazyc za nieustajacym potokiem nowosci. W tym szybkim tempie gdzie piosenki przelatuja przed naszymi oczami niczym efemeryczne klipy w aplikacji wiele osob szuka ukojenia w dobrze znanych dzwiekach. Jednakze mimo tej nostalgii za starym nie mozna zapomniec o wartosciowych nowosciach ktore wciaz zasilaja swiat muzyki. Nasze najnowsze zestawienie to odpowiedz na to zjawisko selekcja albumow ktore nie tylko zaskoczyy swoim muzycznym kierunkiem ale rowniez wywary znaczacy wpyw na miedzynarodowa scene muzyczna i co najwazniejsze szczegolnie rezonuja z naszymi osobistymi gustami.
Dekadę temu, po wydaniu przez Judas Priest średniej płyty "Redeemer of Souls", nagranej po wycofaniu się z przejścia na muzyczną emeryturę, mało kto przewidywał, że grupa powróci z dwoma wyśmienitymi krążkami "Firepower" (2017) i "Invincible Shield" (2024). Tymczasem udało się – oba albumy nawiązują do najlepszych momentów w historii brytyjskich nestorów heavy metalu, a "Invisible Shield" to ich najostrzejsza produkcja od czasów "Demolition" (2001) – a zakładając, że liczymy wyłącznie płyty, na których śpiewa Rob Halford, trzeba by się cofnąć do czasów słynnego "Painkillera" (1991) – kojarzy się z nim zwłaszcza fantastyczny "The Serpent and the King", głównie za sprawą wyjątkowo wysokich zaśpiewów będącego w świetnej formie Halforda. Dzieje się na tym albumie bardzo wiele i pomimo braku ballad (nie licząc fragmentu "Giants in the Sky") nie mamy uczucia przesytu. Kawałki szybsze sąsiadują z tymi cięższymi ("Trial by Fire", "Escape from Reality") czy prawdziwie wzniosłymi ("Gates of Hell"), a "Crown of Horns" stanowi udany powrót do bardziej radiowych czasów "Turbo" (1986). W wersji deluxe dostajemy trzy bonusowe utwory, które absolutnie nie sprawiają wrażenia zapchajdziur. Rzadko się zdarza, by 19. album w dorobku jakiegoś zespołu zawierał utwory, z których każdy może być zagrany na koncercie obok największych hitów, a z taką właśnie sytuacją mamy tu do czynienia. [Paweł Piotrowicz] Ten amerykański zespół jest dość ciekawym przypadkiem. Choć ma na koncie cztery świetne albumy, to jednak na przestrzeni ostatnich lat było głośno o nim nie za sprawą jego muzyki, a problemów z narkotykami lidera Zachary’ego Cole Smitha. Z tego powodu prasa chętnie porównywała go do Kurta Cobaina. Choć Smith miał rzeczywiście obsesję na punkcie Cobaina, to na szczęście po niełatwej batalii parę lat temu udało się mu poukładać życie. Dziś DIIV jawi mi się jako jeden z nielicznych prawdziwych zespołów rockowych. Konsekwentnie na kolejnych płytach cyzeluje swoje brzmienie, któremu najbliżej do My Bloody Valentine czy Sonic Youth. W tym roku grupa powróciła po pięcioletniej przerwie z "Frog in Boiling Water". Słyszymy na płycie charakterystyczną krzyżówkę shoegaze’a z dream popem. Znowu kompozycje są oparte na prostym schemacie — delikatny i cichy śpiew Smitha współgra z gitarami zanurzonymi w pogłosach. Tempo "Frog in Boiling Water", tak jak było na wybitnym "Deceiver" (2019), jest wyraźnie wolniejsze niż w przypadku dwóch pierwszych płyt, ale działa to wszystko świetnie, bo DIIV ma niesamowite wyczucie do tkania refleksyjnej i nieco depresyjnej atmosfery. "Frog in Boiling Water" jest tak wspaniały, że już w maju, czyli w miesiącu jego premiery, wiedziałem, że żaden album nie wygra z nim w moim podsumowaniu roku. [Kamil Dachnij] W świecie, w którym sample mylone są z chamsko wyciętymi fragmentami innych piosenek z lekko zmienionym tekstem, a producentom brakuje nowych piosenek, ona znalazła sposób na karierę. Bo Sabrina Carpenter znalazła lukę, którą trzeba było wypełnić i zrobiła to wyśmienicie. Na dodatek wymieszała to wszystko z dużą dozą poczucia humoru, którego brakowało w tej nadętej bańce. "Short n' Sweet" to po prostu krążek, którego wszyscy potrzebowaliśmy, ale nawet nie mieliśmy o tym pojęcia. Poza tym, jej "Espresso" czy "Please Please Please" to świetna zabawa, która sprawdza się nie tylko na parkietach, ale także na koncertach. Carpenter długo czekała na swój sukces, wcześniej wydając cztery krążki pod szyldem Disneya. Wszyscy doskonale wiemy, że gwiazdki Myszki Miki smakują najlepiej, kiedy próbują udowodnić całemu światu, że są już dorosłe. Sabrina jest też świetnym przypomnieniem dla nas wszystkich, że pop służy przede wszystkim do zabawy i nie musi być wiecznie traktowany z oscarową powagą. Na dodatek to 12 propozycji, których nie mamy ochoty przełączać. Zaczynając utworem "Taste" z wielkim zadowoleniem zakończymy odsłuch na "Don't Smile" i zorientujemy się, że była to najlepsza zabawa od dawna. "Short n' Sweet" to jeden z najlepszych albumów 2024 r. i naprawdę zasługuje na ten tytuł. [Bartosz Sąder] Jeśli ktoś spodziewał się po piątej solowej płycie Davida Gilmoura, powstałej dziewięć lat po "Rattle That Rock", jakiejkolwiek muzycznej rewolucji, to jako fan chyba minął się z powołaniem. "Luck and Strange" to jednak coś więcej niż tylko zbiór udanych piosenek, w których odbijają się echa Pink Floyd, macierzystego zespołu 78-letniego dziś gitarzysty, wokalisty i kompozytora. Gilmour przygotował jakże wysmakowany zestaw kunsztownych kompozycji, które zachwycają swoim prostotą, elegancją i wyczuciem melodii – rockowych, ale ocierających się blues, okraszonych charakterystycznymi solówkami i melancholijnym głosem artysty, trochę bardziej zdartym niż przed laty, chwilami wręcz chropowatym, co dodaje mu dodatkowej głębi. Najważniejsze, że ta płyta to od początku do końca wielka uczta dla ucha – Gilmour snuje refleksyjne opowieści w baśniowym "A Single Spark", dokładając brzmienia orkiestrowe, czy składnia nas do zadumy w przepięknym "Sings" – bardziej floydowy refren trudno sobie wyobrazić. W "Between Two Points", coverze brytyjskiego zespołu The Montgolfier Brothers, oddaje wokalne pole swojej córce Romany Gilmour – w wersji specjalnej krążka śpiewa z nią bardzo udany duet "Yes, I Have Ghosts". Największą perłą jest tu jednak hipnotyzujący utwór tytułowy, oparty na motywie z jednego z nagranych w stodole w 2007 r. "Barn Jamów" – "ożywa" w nim zmarły rok później klawiszowiec Pink Floyd Richard Wright. "Luck and Strange" to z jednej strony filozoficzno-muzyczny traktat o przemijaniu, a z drugiej dowód artystycznej wielkości legendarnego geniusza, który nic nie musi, na szczęście cały czas może. [Paweł Piotrowicz] 2024 jest przełomowy dla fanów Oasis, bo w końcu po 15 latach otrzymali obietnicę powrotu swojego ukochanego zespołu znad Irwell. Zanim to nastąpi latem przyszłego roku, Liam Gallagher zechciał zakończyć pewien etap w solowej karierze. Być może niepewny powrotu do kultowego projektu, zaprosił do współpracy gitarzystę innego nieistniejącego już ikonicznego zespołu, czyli Stone Roses. Ten dość dziwny duet nie przeszkadza sobie, a jedynie wyciąga z zanadrza to, co ma najlepsze — zdarty, choć nadal intrygujący wokal Gallaghera, za który przecież kochamy "Morning Glory" czy "Some Might Say", ale też celną, wybuchową i niezwykle obfitą grę Johna Squire'a, zakorzenioną w bluesowym Londynie lat 60. i poprockowych, alternatywnych latach 90. To album, na którym zwykle bardzo banalne teksty nie rzucają się tak w oczy, bo są przygniecione charyzmatycznymi osobowościami zarówno Gallaghera, jak i Squire'a. Melodie są na tyle przyciągające, że pozwalają na chwilę oderwać stopy od ziemi i przenieść w beztroskie rejony. I pokołysać, a przecież po to powstał rock. [Mateusz Kamiński] 16 lat kazał nam czekać Robert Smith na nowy materiał The Cure. Gdy w końcu "Songs of a Lost World" trafił do sprzedaży, zaskoczenia większego nie było. Dostaliśmy muzykę, która jest w głównej mierze wypadkową "Pornography", "Disintegration" i "Wish", z akcentem położonym na ten środkowy album. Interesujące jest w tym albumie to, że nie jest on szczególnie epicki. Owszem, kilka kompozycji jest długich i pieczołowicie rozwijanych, ale ma się wrażenie, że nie mają tak dużego brzmienia, jak, chociażby "Disintegration". To akurat działa na korzyść "Songs of a Lost World", bo przynajmniej nie mamy do czynienia z próbą kopiowania arcydzieła sprzed lat. Ogólny nastrój płyty, co nie zaskakuje, jest depresyjny. Ale tym razem teksty są naznaczone przez osobiste straty Smitha, przez co wyśpiewane przez niego słowa mają dodatkowy ciężar. Choć nie podzielam do końca zachwytów większości prasy co do "Songs of a Lost World", to i tak jest to bardzo dobry album. Cieszy on szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę to, jak trudne bywają powroty wielkich artystów po długiej przerwie. Smith udowodnił, że wciąż potrafi na świeżo podawać nam stare patenty. Bo gdy brzmią one tak jak w 10-minutowym "Endsong", to nie mam pytań. [Kamil Dachnij] Nowe wydawnictwo Billie Eilish rozpoczyna się od spokojnego "Skinny", które wprowadza słuchacza w intymny świat twórczyni. Utwór "Lunch" z kolei, choć nie promowany jako singiel, ma potencjał by stać się radiowym hitem. W "Chihiro" oddaje hołd swojej ulubionej bohaterce z filmu "Spirited Away: W krainie Bogów", tworząc jeden z najmocniejszych momentów płyty. Album jest pełen niespodzianek. "Birds Of Feather" to prawdopodobnie najbardziej optymistyczna piosenka w dorobku wokalistki, a "The Greatest" to ironiczna deklaracja siły i pragnienia miłości. "Wildflower", mimo swojej luksusowej formy, pozostaje jednym z mniej pamiętnych utworów na płycie. Desery, czyli finałowe utwory albumu, to prawdziwe muzyczne delicje. "L'Amour De Ma Vie" to popowa produkcja z odniesieniami do lat 80., "The Diner" to eksperyment z dźwiękiem, a "Bittersuite" to elektroniczna ballada z mrocznymi instrumentami. Finał, "Blue", to kompozycja, która początkowo wydaje się lekka i łatwa, by przekształcić się w dojrzałą piosenkę z charakterystycznym znakiem Eilish. Artystka po raz kolejny zaprasza słuchaczy do świata, który jest daleki od banału i przewidywalności. "HIT ME HARD AND SOFT" to album, który, podobnie jak wykwintne danie, długo pozostaje w pamięci i smakuje wyjątkowo. Smacznego. [Bartosz Sąder] Pearl Jam to jedyny zespół z czwórki najbardziej rozpalających trzy dekady temu wyobraźnię fanów grunge’u, który nieprzerwanie gra do dziś, do tego w praktycznie niezmienionym składzie (poza perkusistą) i którego wokalista nie tylko nadal jest z nami, ale ma się bardzo dobrze – w przeciwieństwie niestety do Kurta Cobaina z Nirvany, Chrisa Cornella z Soundgarden i Layna Staleya z Alice in Chains. "Dark Matter", 12. album w dorobku grupy, podobnie jak poprzednie, nie jest wypełniony oczywistymi hitami – tu temat wyczerpał debiut w postaci "Ten" (1991). To znowu jednak muzyka intrygująca i jedyna w swoim rodzaju, bez względu na to, jak ją nazwiemy. Zaczyna się zresztą bardzo intensywnie, dwoma rockowymi petardami w postaci "Scared Of Fear" i "React, Respond" , ale chociaż takie energetyczne momenty przytrafiają się i później ("Running"), "Dark Matter" ma do zaoferowania dużo więcej. Pod wieloma względami jest to płyta bardzo piosenkowa: "Wreckage" mógłby do swojego repertuaru dołączyć Tom Petty, w chwytającym za serce "Upper Hand" słychać echa The Beatles i Pink Floyd, a "Waiting For Stevie" to jedna z lepszych ballad zespołu w XXI w. Przejmujące wrażenie robi też zamykająca kolekcję pieśń "Setting Sun", wyciszająca kompozycja, której tekst stanowi refleksję Veddera nad faktem utraty w ostatnich latach tak wielu przyjaciół z branży. Nad szczęście słońce nad jego zespołem świeci bardzo jasno. [Paweł Piotrowicz] Cave'a Czekaliśmy na nią pięć lat — poprzednia płyta pod szyldem Nick Cave & The Bad Seeds to album "Ghosteen" z 2019 r., na którym australijski wokalista podjął próbę poradzenia sobie z tragiczną śmiercią syna. "Wild God" to płyta diametralnie inna: melodyjna, delikatna i ciepła, a jednocześnie wzniosła i mistyczna, nawiązująca do ponurych aspektów ludzkiej egzystencji. To próba znalezienia radości i nadziei mimo przeżywanego bólu i żałoby. — Jak zawsze nie było żadnego wielkiego planu przy nagrywaniu — opowiadał przed premierą albumu Nick Cave. — Słuchając tej płyty, zdaje się, że byliśmy całkiem szczęśliwi — zdradził. Szczęśliwi z pewnością są także miłośnicy talentu Cave'a i reszty. [Dominik Jedliński] W tym roku królowe popu co rusz przekazywały sobie koronę. Queen Bey, Taylor czy Ariana? Nic podobnego. W jednych rękach została ona na dłużej — mowa o nieoczywistej bohaterce 2024 r., czyli Charlie XCX, dla której jest to rok niezwykle przełomowy. Limonkowa, niezbyt angażująca, a na swój sposób tandetna okładka z czarnym, napisanym Arialem słowem — album "brat" stał się fenomenem tego lata. Krążek będący hyperpopową, przesyconą mieszanką popu z muzyką dance i electro house'em niespodziewanie podbił serca i parkiety na całym świecie. I nie tylko je, bo niemodny (aż do momentu nadejścia Brat Summer) odcień wlał się też w sferę polityki czy języka (angielski słownik Collins uznał "brat" słowem roku). Hedonistyczny, imprezowy wydźwięk "brat" skusił całe tabuny słuchaczy znudzonych dojrzewającą muzycznie Billie Eilish, czy powtarzalną Taylor Swift. Ten rok w światowej muzyce bez wątpienia należał do Charlie XCX, która dopiero zaczęła swoje łaskawe panowanie. [Mateusz Kamiński]
PREV NEWSAgnieszka ze "Slubu od pierwszego wejrzenia" schuda 15 kg. Wystarczya jedna rzecz
NEXT NEWSJulia Wieniawa bedzie miaa konkurencje w postaci siostry Alicja Wieniawa-Narkiewicz zagraa w nowym serialu
Trojanowska od 45 lat jest mezatka. Wyznaa jak utrzymuje iskre w zwiazku
Izabela Trojanowska juz w latach 80. bya krolowa polskiej sceny. Juz wtedy artystka zwiazaa sie matematykiem Markiem Trojanowskim ktoremu od lat jest wierna. W najnowszym wywiadzie wyznaa co jest sekretem ich zwiazku.
By Zuzanna SzelochNicole Kidman bya caa we zach. Mowia o ukochanej mamie
W swietle reflektorow Palm Springs Convention Center Nicole Kidman otrzymaa prestizowa nagrode International Star Award przyznana jej podczas Miedzynarodowego Festiwalu Filmowego w Palm Springs. Emocjonalny moment dla gwiazdy ktora zadedykowaa to wyroznienie swojej niedawno zmarej matce.
Ekspert od mowy ciaa przeanalizowa gesty Meghan Markle i ksiecia Harry'ego
Netflix zaprezentowa zwiastun nowego serialu Meghan Markle "With Love Meghan". W krotkiej zapowiedzi uchwycone zostay gesty i mimika ksiecia Harry'ego oraz jego zony ktore eksperci od mowy ciaa poddali szczegoowej analizie.
Katie Price oslepia snieznobiaym usmiechem dumnie prezac powiekszony po raz SIEDEMNASTY biust
Katie Price sprawia wrazenie jakby nawet na chwile nie opuszczaa kliniki chirurgii plastycznej. Celebrytke mozna byo jednak spotkac w miniony wtorek na imprezie z okazji premiery reality show. Zabiegajac o kolejne fotki pocaowaa kolezanke na oczach licznie zebranych paparazzi.
Jessica Alba i Cash Warren ROZSTALI SIE po 17 latach mazenstwa
Jessica Alba stanowia dla wielu wzor szczesliwej zony i matki. Wydawao sie ze nic nie jest w stanie zakocic rodzinnej sielanki aktorki i jej meza. Jak donosza amerykanskie media ich trwajacy od prawie 17 lat zwiazek mazenski juz wkrotce przejdzie do historii.
Odrzuci miss. Kim sa pozostae kandydatki ktore rywalizuja o serce Mateusza z "Zony dla Polaka"
Show "Zona dla Polaka" juz wzbudzi sporo kontrowersji. Do nadawanego przez TVP randkowego programu zgosio sie czterech mezczyzn mieszkajacych w Chicago. A kim sa kobiety ktore chca zdobyc ich serca Oto kandydatki Mateusza.