Blogs
Home/entertainment/A miao byc tak pieknie. Nowy polski serial Netfliksa to przykre doswiadczenie

entertainment

A miao byc tak pieknie. Nowy polski serial Netfliksa to przykre doswiadczenie

"Wzgorze psow" od 8 stycznia na platformie najnowszy serial Netfliksa zapowiada sie na soczysty thriller z dobra obsada. Jednak ta adaptacja gosnej powiesci Jakuba Zulczyka pozostawia bardzo wiele do zyczenia. Razi zbyt wolne tempo akcji nachalna muzyka oraz w wiekszosci przypadkow nieprzekonujace aktorstwo. Watpliwosci budza takze pewne zmiany w stosunku do oryginau ktore sprawiy ze w fabule jest o wiele mniej napiecia niz w oryginale. Ponad mocno przecietny poziom produkcji wyrasta w zasadzie jedynie niezawodny Robert Wieckiewicz.

January 08, 2025 | entertainment

Jakub Żulczyk do tej pory miał szczęście do adaptacji swoich powieści. "Ślepnąc od świateł" z 2018 r. przyjemnie zaskoczyło stylizacją na wzór Gaspara Noego lub Nicolasa Windinga Refna, czy uroczo przegiętymi rolami Jana Frycza i Janusza Chabiora. Z kolei w 2023 r. na Netfliksa trafiła serialowa wersja "Informacji zwrotnej", czyli dla wielu najlepszej powieści Żulczyka. Napędzana świetną rolą Arkadiusza Jakubika produkcja zrobiła wrażenie tym, jak dobrze skondensowanym, mięsistym i mrocznym jest kryminałem. Nie dość, że dzieło nie wypaczyło oryginału, to jeszcze wyzbyło się jego niektórych wad, czyli powtarzalności oraz rozbuchanej, pijackiej logorei. Tym samym miałem sporą nadzieję, że po tamtym sukcesie Netflix wyjdzie także obronną rękę w zderzeniu się ze "Wzgórzem psów", ponad 800-stronicowej kobyłą Żulczyka z 2017 r. Jednak po zapoznaniu się z pięcioma odcinkami produkcji muszę stwierdzić, że zmarnowano spory potencjał tej opowieści. Otrzymaliśmy ślamazarnie poprowadzony i poza paroma wyjątkami przeciętnie zagrany thriller z domieszką kryminału oraz dramatu. Co gorsza, okraszony muzyką (skądinąd bardzo podobną do ścieżki dźwiękowej Angelo Badalamentiego z "Twin Peaks"), która w zasadzie przeszkadza scenom, bo właściwie słyszymy ją non stop . To wszystko boli, gdy weźmie się pod uwagę, że zamysł fabularny "Wzgórza psów" jest niezgorszy. Mamy bowiem pisarza Mikołaja Głowackiego, który wraz z żoną, dziennikarką śledczą Justyną, powraca do swojego rodzinnego Zyborka. Bohater, który jeszcze niedawno zmagał się z uzależnieniami, chce pogodzić się z ojcem Tomaszem. Jednak po rodzinnej kłótni postanawia wyjechać z miasta i nigdy do niego nie wracać. Ostatecznie w nim pozostaje po tym, jak na drodze nieomal przejeżdża zmasakrowanego człowieka. I tak Mikołaj wraz z Justyną wplątują się w lokalną aferę. Tomasz walczy bowiem ze skorumpowaną burmistrzynią oraz tajemniczym Niemcem Kaltem, którzy chcą wybudować sobie luksusowy ośrodek wypoczynkowy, burząc zamieszkałe budynki. Na tym jednak sprawy się nie kończą. Mikołaj otrzymuje od kogoś karteczki, które nawiązują do sprawy brutalnego gwałtu i morderstwa jego dziewczyny Darii. Po 20 latach to makabryczne wydarzenie wciąż budzi wiele pytań i wątpliwości. Mikołaj zaczyna ponownie drążyć temat. I tak ten miniserial, zresztą trochę na wzór konstrukcji fabularnej "Informacji zwrotnej", przebiega dwutorowo. Z jednej strony mamy wątek polityczny mający na celu ukazanie ofiar prywatyzacji, a z drugiej oglądamy Mikołaja zagłębiającego się w swoją mroczną przeszłość. Choć twórcom udało się w wybranych momentach wykreować duszny klimat, to jednak głównie zamiast hipnotycznego efektu czułem duże znużenie. Wiele scen jest przesadnie przeciągniętych , co sprawia, że odcinki już i tak trwające przynajmniej godzinę wydają się o wiele dłuższe. To jest niestety efekt zbyt powolnego tempa narracji, które przy okazji mocno rozwodniło wyrazistość dramatyczną "Wzgórza psów". Innym problemem jest zaskakujący brak napięcia, którego w książce jednak nie brakowało. Scenarzyści (Żulczyk oraz reżyser Piotr Domalewski) moim zdaniem popełnili błąd, bo uczynili relację Mikołaja i Justyny o wiele mniej burzliwą niż w oryginale. W powieści Mikołaj wraca do Zyborka z powodu długów. W jego związku jest sporo złych emocji. Bohater tylko obiecuje żonie różne rzeczy i nic z tego nie wynika. W serialu jest bardziej kolorowa wizja, bo mamy faceta, któremu w gruncie rzeczy się powodzi. Jest sławny, na brak kasy nie narzeka. Relacje z Justyną też ma długo przyzwoite. Z tego powodu chociażby istotna kłótnia, która wybucha między nimi w pewnym momencie, nie wybrzmiewa przekonująco. O ile serial jest generalnie wierny pierwowzorowi, to jednak te niby subtelne zmiany okazały się dość zabójcze dla jego dramaturgii . Widać to zwłaszcza w finale dzieła Netfliksa — uderzają one przede wszystkim w dwójkę głównych bohaterów, czyniąc ich bardziej jednowymiarowymi niż w powieści. Muszę przyznać, że Żulczyk i Domalewski rozbawili mnie konceptem wizualnym, jaki zastosowali w związku z postacią głównego bohatera. Grający go Mateusz Kościukiewicz w nastoletniej wersji wygląda dosłownie jak Michael Hutchence z INXS, zaś w wieku dorosłym jest jak skóra zdjęta z Kurta Cobaina. Problem w tym, że to jedyne, co można dobrego powiedzieć o samym aktorze, któremu brakuje charyzmy, jaką powinien mieć aktor pierwszoplanowy. Na tle mocno ospałego partnera z ekranu Jaśmina Polak jako Justyna jawi się niczym siła natury. Inna sprawa, że jej wątek przynajmniej pozwolił jej na nieco bardziej dynamiczną grę. Nie będzie żadnym zaskoczeniem, gdy napiszę, że aktorsko jednak najmocniej ze stawki wybija się Robert Więckiewicz . Wcielił się w patriarchę rodziny, który swoją energią i sprawczością wręcz przytłacza. Bohater nie oszczędza się w walce z korupcją i złem, jakie zapanowały w Zyborku, co akurat nie jest dobrą informacją dla stanu jego zdrowia. Ale przynajmniej swoją większą niż życie personą ożywia apatyczną aurę. Problem z resztą obsady jest taki, że gra aktorów ogranicza się najczęściej, nie żartuję, do prychania i wzdychania. Są i też takie kwiatki jak zły Niemiec Kalt, którego zagrał Rafał Stachowiak. W powieści ta postać była przerysowana, ale miało to jakiś urok. W adaptacji wypada jedynie komicznie. Jak sobie dodamy jeszcze romską mafię, która pasuje do tego wszystkiego jak pięść do nosa, to w niejednym momencie serial jest niezamierzenie śmieszny i niestrawny gatunkowy kociokwik. W ramach przeciwwagi dodam, że sceny, w których dochodzi do zderzenia "warszawki" z prowincją akurat bawią. Gdy słyszy się od jednej bohaterki, że Mikołaj i Justyna chodzą w piżamach, to trudno się nie uśmiechnąć, bo faktycznie wyglądają oni w Zyborku jak ludzie wyrwani z innej bajki. Zapewniam jednak, że takich momentów nie ma za wiele, bo "Wzgórze psów" to nie komedia o Polsce A i B, a raczej wizja naszego kraju, która ma zaboleć. Szkoda tylko, że "prawdziwy ból", jaki odczuwa się podczas seansu, wynika nie z tego, co trzeba. Nie zdziwię się, jak część widzów odpadnie po pierwszym czy drugim odcinku "Wzgórza psów". Choć w serialu dzieje się niby sporo, to jego wielowątkowość okazała się za trudna do oddania i okiełznania w formie serialowej. Rezultat końcowy tak zamęcza, że lepiej jest odpuścić łącznie ponad pięciogodzinny seans i sięgnąć po powieść .

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS