Najkrwawszy zamach w historii Niemiec. Eksplozja przerwaa Oktoberfest

Do kosza w pobliżu głównej bramy 21-letni student Gundolf Köhler wrzucił bombę. W wyniku ataku zginęło 13 osób, ponad 200 zostało rannych Zabawę wznowiono po niespełna 12 godzinach. Ówczesny burmistrz Monachium Erich Kiesl przekonywał, że mieszkańcy Niemiec nie będą zakładnikami Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu 26 września 1980 r. jak co roku podczas Oktoberfestu w Monachium piwo lało się strumieniami. Jednak po godz. 22 przerażeni ludzie zaczęli uciekać. W jednym z koszy na śmieci wybuchła bomba. Zabawę wznowiono po kilkunastu godzinach. "Życie musi toczyć się dalej" W wyniku eksplozji obrażenia poniosło ponad 200 osób, zginęło 13. Jedną z nich był zamachowiec — student Gundolf Köhler, który podłożył ładunek. Na początku mówiono o pobudkach osobistych. Dopiero co oblał egzamin, miał problemy w związku i wykluczono, że zamach miał podłoże polityczne. Köhler był jednak związany z radykalnymi kręgami prawicowymi, a nad jego łóżkiem znaleziono zdjęcie Adolfa Hitlera. Okazało się, że zamach miał wpłynąć na wybory do Bundestagu. Operacja "Następca" zaczęła się od zamachów. Tak urósł Putin Śledztwo wykazało, że za atakiem stała neonazistowska Wehrsportgruppe Hoffmann (Grupa Sportów Obronnych Hoffmana), która została zdelegalizowana osiem miesięcy wcześniej. Członkowie organizacji zeznali, że środki wybuchowe dostarczył im prawicowy ekstremista Heinz Lembke. Policja zarekwirowała kilkanaście ciężarówek broni i amunicji. Z kolei sama bomba została zrobiona z brytyjskiego pocisku moździerzowego z 1954 r. Po niespełna 12 godzinach od zamachu Oktoberfest został wznowiony. Ówczesny burmistrz Monachium Erich Kiesl tłumaczył, że mieszkańcy Niemiec nie będą zakładnikami przestępców i stwierdził, że właśnie dlatego "życie musi toczyć się dalej". To był najkrwawszy zamach w Niemczech. Akta ginęły "w dziwny sposób" W 2014 r. śledztwo w sprawie zostało wznowione — po 34 latach pojawiła się kobieta twierdząca, że Köhler nie działał sam. "Rodziny ofiar tej zbrodni zawsze utrzymywały, że [...] morderca, który podłożył bombę i sam zginął wskutek jej eksplozji, albo musiał mieć wspólników, albo że ktoś jeszcze musiał wiedzieć o jego planach. Tego samego zdania byli także adwokaci reprezentujący ich interesy. Teraz pojawiła się pewna kobieta twierdząca, że już następnego dnia po zamachu widziała ulotki, sławiące czyn Köhlera, i że widziała je, zanim jeszcze policja podała jego nazwisko. Zgłosiła się wtedy na policję, ale jej zeznania zignorowano" — opisywali dziennikarze "Badische Zeitung". "Powiedzieli po niemiecku, że są Polakami". Najdziwniejsza bitwa II wojny światowej Gazeta "Heilbronner Stimme" pisała z kolei o "świadkach, których policji nie chciało się przesłuchać, aktach, do których nikomu się nie chciało zajrzeć, albo które nagle zginęły w dziwny sposób". Nawiązali w ten sposób do 1997 r., kiedy uznano, że sprawa została zamknięta — zniszczono wówczas fragmenty bomby i szczątki, których nie powiązano z żadną z ofiar. Ostatecznie w 2020 r. ustalono, że udziału wspólników nie można udowodnić ponad wszelką wątpliwość.