Home/entertainment/"Pod wulkanem" Damiana Kocura strefa bezsilnosci RECENZJA

entertainment

"Pod wulkanem" Damiana Kocura strefa bezsilnosci RECENZJA

Moze w niektorych kategoriach "Pod wulkanem" rywalizujacy o Zote Lwy na festiwalu w Gdyni nie ma najmniejszych szans w wyscigu pod tytuem Oscary 2025. To jednak wcale nie oznacza ze polska komisja popenia bad wysyajac po najsawniejsza z filmowych nagrod Damiana Kocura.

September 23, 2024 | entertainment

Obsypywany wyróżnieniami Damian Kocur, podobnie jak w swoim rewelacyjnym debiucie , opowiada o narastającym lęku. I tym razem nie próbuje niczego przy tym rozstrzygać, nikogo winić, ani rozgrzeszać. Osiedlową budkę z kebabem z "Chleba i soli" Kocur zamienia na hiszpańską Teneryfę. O tym, że śródziemnomorski kurort to miejsce tylko pozornie szczęśliwsze, przekonujemy się bardzo szybko. Młoda, patchworkowa rodzina — Roman (Roman Lutskyi, przed laty Hamlet w poznańskim spektaklu Mai Kleczewskiej ), jego partnerka Anastasiia (Anastasiia Karpienko) oraz dwójka jego dzieci z poprzedniego związku, mały Fedir (Fedir Pugachov) i nastoletnia Sofiia (Sofiia Berezovska) — na oko typowi przedstawiciele klasy średniej. Cieszą się ostatnimi chwilami zagranicznych wakacji. Jednak zaraz usłyszą, że ich podróż nie przewiduje powrotu do domu, uniemożliwiła go bowiem rosyjska inwazja na Ukrainę. W ten sposób Hiszpania z chwilowej odskoczni staje się przymusowym azylem, a przedłużenie urlopowych atrakcji ratunkiem przed wojennym niebezpieczeństwem. O wsparcie nie trzeba nawet prosić — właściciel hotelu oferuje darmową gościnę. Tylko jak się tym cieszyć? Jak zapomnieć, że kilometry dalej bliskie osoby walczą o przetrwanie? Że nad ich głowami mogą teraz grzmieć strzały? Że do armii został zaciągnięty przyjaciel, który nigdy nie miał broni w ręku? Że dotychczasowe życie może już nigdy nie wrócić? To historia ludzi, którzy w jednej chwili z uprzywilejowanych turystów stają się napotykanymi do tej pory na ulicy czy widywanymi w telewizyjnych relacjach migrantami z Afryki. Ale Kocura i współautorki scenariusza Marty Konarzewskiej nie interesują polityczne analogie, lecz niedający się zagłuszyć osobisty dramat. Taki, który często pozostaje niewykrzyczany, a potrafi wyjść na wierzch przypadkiem, pojedynczym jękiem, chwilowym grymasem, niekontrolowaną bezsensowną kłótnią... Zamiast fabularnych wolt czy emanacji przemocy ekran wypełniają bezsilność, nieporadność, wreszcie bezskutecznie duszone w zarodku tragikomiczność i samotność. "Pod wulkanem" (przypadkowa zbieżność nazw z książką Malcolma Lowry’ego) to film o wojnie bez wojny, czym przywodzi na myśl oscarową "Strefę interesów". Gdy w przewrotnym obrazie Jonathana Glazera niewypowiedzianym pozostawało to, co skrywają mury ogrodu państwa Höss, u Kocura nie tylko nie ma ani jednego ujęcia z frontu, ale nie pada też niby kluczowe dla tej opowieści słowo — wojna. To, co najważniejsze, pozostaje nienazwane, jakby język nie mógł nadążyć za błyskawicznie rujnowaną rzeczywistością. Damian Kocur znów pracuje na granicy prawdy i fikcji — kiedy w "Chlebie i soli" portretował autentycznych młodych muzyków, a także nawiązywał do prawdziwego zabójstwa, w "Pod wulkanem" występują osoby bezpośrednio doświadczające trwającej wojny. I ponownie oczekuje od widzów dużej uważności na swoich bohaterów oraz ich zamierzone, mało efektowne cierpienie. Kolejny raz w podejmowanym przez reżysera medialnie nośnym temacie nie czuć koniunkturalizmu, tylko ujmującą szczerość, oddanie sprawie. Jednocześnie Kocur podejmuje ryzykowne dla odbioru filmu decyzje, spowalnia, powtarza to, co, zdawałoby się, już wybrzmiało, nie rozgrywa dłużej tak przecież interesującej kłótni z napotkanymi na wakacjach Rosjanami. Niektórzy powiedzą o dramaturgicznej słabości, ale mnie bliżej do stwierdzenia, że to przemyślana droga pod prąd, by w powracającej kwestii wojny wznieść się ponad sensacyjną powierzchnię. "Pod wulkanem", wywołujący już pierwsze kontrowersje (części prawicy nie podoba się, że Polska wysyła na Oscary film w języku ukraińskim, z ukraińską obsadą i na temat Ukrainy), nie odkrywa nieznanych szlaków w kinie. Dla publiczności zaznajomionej z twórczością Rubena Östlunda , zwłaszcza jego "Turystą" czy "Mimowolnie", ubranie dramatu w szaty zwyczajności nie będzie niczym nowym. Siła talentu Kocura polega jednak na czym innym — na umiejętności wykorzystania dokumentalnego doświadczenia w perfekcyjnym prowadzeniu aktorów, na bliższym dokumentowi niż fabule opowiadaniu o relacjach i emocjach, oraz przenoszeniu globalnych problemów na kameralny grunt. To właśnie takie filmy jak ten powoli zmieniają Oscary, gdzie z roku na rok znajduje się coraz więcej miejsca dla skromnego, nagradzanego przez dekady raczej na artystycznych festiwalach niż w Hollywood, kina. Choć tej przestrzeni ciągle jest za mało (dlatego zbierająca dobre recenzje na festiwalu w Toronto produkcja Kocura wydaje się nie mieć szans na statuetki w głównych kategoriach, gdyby została do nich zgłoszona), czuję, że wysyłamy do Stanów Zjednoczonych realnego kandydata na nominację dla produkcji międzynarodowej. "Pod wulkanem" pyta o uśmiercanie człowieka na wojnie (albo w podobnych do niej okolicznościach), odpowiedzi szukając na ludzkich, teoretycznie ciągle żywych twarzach. Warto się w te pytania wsłuchać, bo efekty, nawet jeśli nienatychmiastowe, w końcu chwytają za brzuch i nie dają się łatwo wyrzucić z głowy. *** "Pod wulkanem", reż. Damian Kocur, scenariusz reżyser wraz z Martą Konarzewską, produkcja Lizart Film, dystrybucja TVP. Premiera 11 października br. Film walczy o Złote Lwy 49. festiwalu filmowego w Gdyni. Jednocześnie został wybrany produkcją inaugurującą wydarzenie.

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS